Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Kawa i croissaint
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Desperacka twórczość własna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:23, 09 Sie 2012    Temat postu:

Granmor napisał:
Chyba nikt tego nie czyta poza Tobą więc... Nawiązania to "Pieprzyć Paryż!" i "Gdy się kocha, nie oczekuje się słów przeprosin. ". xD

Nie szukałam nawet nawiązań, bo nie oglądałam jeszcze "Love story" Chyba czas najwyższy to nadrobić Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Wto 13:11, 14 Sie 2012    Temat postu:

Nie lubiłam spotkań zarządu. Mimo posady prezesa, zawsze miałam nadzieję, że uda mi się uciec od tego przykrego obowiązku. Przy stole siedziała Serena Kyle, Matt oraz kilku współpracowników. Serena nie do końca siedziała, bowiem stała nad nami wszystkimi trzymając w ręku teczkę z napisem "konkurencja". A swoją drogą zauważyłam, jak Matt na nią patrzył. To był ten sam wzrok, którym pożerał mnie kilka lat temu w Cafe Gateau.

Cały czas starałam się udawać zainteresowaną tym, co mówiła Kyle. W jakiś dziwny sposób ta zimna arystokratka sprawiała, że chciałam by uważała mnie za osobę inteligentną. Wręcz chciałam jej zainponować. Potakiwałam więc głową, zapisując sobie słowa klucze z jej wypowiedzi. "Amerykanie", "Konkurencja", "Spadek renomy", "Czarny PR", "kim jest prezes?", "rozwód", "podział....." w tym momencie, skreśliłam swoje notatki. Najwyraźniej nie myślałam o niczym, tylko o Charliem. Będzie chciał rozwodu? Oby nie.. Dyskretnie wytarłam łzę, mając nadzieję, że nikt nie zauważy tego jak powoli rozpadam się na kawałki.

W końcu spotkanie dobiegło końca, a ja szybko zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Wbiegłam do gabinetu i trzasnęłam drzwiami, przez co dobrze wiedziałam, że zwróciłam na siebie uwagę dosłownie wszystkich. Dlatego po dosłownie kilku sekundach, usłyszałam pukanie do drzwi. To była Ashley.

- Kath? Kochanie? - zapytała wchodząc do środka mojego gabinetu. Spojrzałam na nią swoim żałosnym wzrokiem Bambiego, któremu rozstrzelano mamę.
- Zamknij drzwi, proszę.

Ashley bez słowa zamknęła drzwi i spojrzała na mnie opiekuńczym wzrokiem. Nie pytała co się stało, po prostu mnie przytuliła. Słyszałam jak pod drzwiami zbierają się ludzie. Płakałam plamiąc top od Lanvina którą Ashley ubrała do pracy. W końcu jednak opanowałam się, usiadłam na fotelu pani prezes i odetchnęłam głęboko. Ashley usiadła po drugiej stronie biurka.

- Powiesz mi teraz, co się stało? - zapytała uprzejmym tonem, odpowiedziałam kiwnięciem głowy.
- Charlie mnie zostawił – odpowiedziałam, uciekając wzrokiem na sufit – Tak, zostawił.
- Przykro mi – Ashley wstała z fotelu i podeszła do szklanego barku, który czasem był wykorzystywany do uczczenia jakiejś tranzakcji – Wygląda na to, że przydałby Ci się drink.
- I – dodałam z namiastką uśmiechu, wycierając rozmazany tusz z policzek – Drinki.
- Ta, w końcu jesteś Pani prezes. Kto Cię zwolni? - zapytała Ashley, puszczając przy tym oczko do mnie. Rozmasowując swoje skronie, zapytałam nieco desperacko:
- Boże, co ja teraz zrobię? - Ashley podała mi szklaneczkę z brandy, siadając po drugiej stronie.
- Cóż, to nie jest tak, że możesz zabronić mu odejść.
- Nie mogę? - zapytałam pijąc alkohol. Ashley parsknęła śmiechem.
- Nie, nie możesz.

Znów napiłam się ze szklaneczki, po czym zerknęłam w stronę drzwi do mojego gabinetu.
- Widziałam, że Matt wpatrywał się w Pannę Kyle – oznajmiłam spokojnym tonem.
- Kręcą z sobą, od jakiegoś czasu – przyznała Ashley z uśmiechem, dobrze wiedziałam, że uwielbia biurowe plotki i romanse- Podobno to on za nią lata.
- To zrozumiałe, Kyle jest jak kostka lodu, nie jest przystosowana do flirtów z własnej inicjatywy – zachichotałam. Ashley odpowiedziała uśmiechem na moje słowa, po czym pokiwała głową.
- Ale jest piękna – przyznała Ashley z uwagą – Te jej suknie, treny. Wygląda jak jakaś angielska dama.
- Tak – przytaknęłam z nikłym uśmiechem na twarzy, po czym dodałam nieco ostrzej, jakby odzyskując swój wigor – Dowiedz się, co się między nimi dzieje.
Ashley odpowiedziała szerokim uśmiechem, to że mogła za pozwoleniem Pani prezes, inwigilować w życie innych pracowników firmy, bardzo jej się spodobało. No i ta Pani Kyle!
W tym momencie, usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Gdy tylko się otworzyły, zobaczyłyśmy twarz Matta. Spojrzał na mnie, a potem przelotnie zerknął na Ashley. Blondynka wstała i mruknęła coś w stylu" a to ja sprawdzę, czy mnie nie ma przy biurku". Gdy tylko Ashley opuściła gabinet, Matt zamknął za nią drzwi i wyraźnie nad czymś myślał, podgryzając przy tym opuszek kciuka.

-Wszystko w porządku?- zapytałam, tak właściwie udając głupią. Jak już wspominałam, nie dało się nie zauważyć tego, jak dziwnie wybiegłam z sali konferencyjnej.
- Tak, tak. A u Ciebie? - usiadł na krześle, gdzie przed chwilą siedziała Ashley. No i przez chwilę wydawało mi się, że powinnam mu powiedzieć o wizycie Vivian. To w końcu jego sprawa, jak zareaguje na wieść, że była żona, chce do niego wrócić. Wtedy jednak przypomniałam sobie, w jakim był stanie, gdy go opuściła i zrezygnowałam z powiedzenia mu o wizycie Viv.
- Źle – przyznałam z wymuszonym uśmiechem – Charlie mnie zostawił.
- Jak? - zapytał zadziwiony Matt. Spojrzałam na swoje buty, nie potrafiłam patrzeć mu w oczy. Wyglądał, jak dziecko któremu powiedziałam, że nie ma świętego Mikołaja.
- Jak? - zapytałam retorycznie, po czym uśmiechnęłam się pod nosem – Okrutnie, bez serca.
- Przykro mi – wyszeptał – Pójdę już, na razie.


Nie czułam się dobrze. Fakt, że okłamałam mojego najlepszego przyjaciela sprawiał, że poczułam się po prostu jak...... Alexis z Dynastii. A może jednak Vivian zmieniła się? Może chciała spędzić z nim resztę swojego życia? Westchnęłam ciężko, spoglądając w lustro. Ciekawe jakbym wyglądała, w fryzurze od Alexis? Nie mniej jednak, to był czas, na wprowadzenie zmian w swoim życiu.


*******


Dlatego też, odwiedziłam salon kosmetyczny przy Rue Jarry. Kiedy tylko przekroczyłam próg salonu, poczułam się jak na planie filmu "Legalna blondynka". Zapach chemikalii, lakieru do włosów i odzywek który roznosił się po salonie, był po prostu wspaniały. Paula, która się mną zajmowała, wyglądała jak młodsza wersja Twiggy. Po tym, jak zaprosiła mnie na krzesło, pogadałyśmy o tym, czego oczekuję od fryzury.

-Starej dobrej odmiany? - zapytałam z uśmiechem – Nie chcę jej jakoś mocno zmieniać ale...
- Rozjaśnijmy końcówki, co Ty na to? - odpowiedziała pytaniem Twiggy.
- Wolałabym przyciemnione – mruknęłam, a Twiggy pokiwała głową na znak, że przyciemnione też będą w porządku.
- Tak, będzie okey złotko – Twiggy uśmiechnęła się promiennie – Idziesz na wielką randkę?

Chciałam powiedzieć fryzjerce, że mąż mnie właśnie opuścił. W Stanach fryzjerki, a przede wszystkim, fryzjerzy-geje, to jedni z najlepszych terapeutów i ludzi, którym kobieta może się zwierzyć. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam, by spoglądała teraz na mnie z litością, więc skłamałam, tak jak kiedyś kłamałam uśmiechem, zakrywając swoje prawdziwe emocje.

-Tak, wielka randka- potwierdziłam z uśmiechem, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Dopiero po chwili zauważyłam, kto stał za Twiggy. Otworzyłam szerzej oczy, zaskoczona tym widokiem – Robin?
- Cześć Katherine – Robin uśmiechnęła się słodko, odgarniając swoje długie blond włosy.
- Co słychać?- zapytałam oszołomiona widokiem blondynki, ostatni raz kiedy się widzieliśmy, był pełen dramatu. Widocznie dramat to moje drugie imię.

- Cóż, Joelle i ja – pisnęła Robin, chwytając za dłoń Twiggy- Jesteśmy zaręczone.
- Poważnie? - podniosłam wysoko brwi, zadzwiona tym faktem – To świetnie, gratuluję.
- Tak, jest wspaniale – potwierdziła podekscytowana Robin, całując blondynkę- Mam nadzieję, że się spotkamy i sobie pogadamy. Co Ty na to?
- Brzmi świetnie, zadzwonię – to była moja ostatnia wizyta, w tym salonie piękności.

Bo to nie jest tak, że szczęście Robin mnie zdołowało. Jak dla mnie mogła być z kim chce, robiąc co chce. Nie obchodziło mnie to. Jednak od razu zaczęłam myśleć o tym, jak wiele się stało, odkąd rozstałam się z Robin. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale tak naprawdę dramatów już niedługo miała się zmniejszyć w moim życiu. Co nie zmienia faktu, że wtedy tego nie wiedziałam, więc zasmucona pożegnałam się z Robin i wróciłam do hotelu.


********


Wielka metamorfoza nie udała się, małżeństwo z Charliem rozpadło, firma miała kłopoty finansowe a ja... byłam samotna. Po raz pierwszy od momentu, kiedy w strugach deszczu zawitałam do Cafe Gateau, czułam się naprawdę osamotniona. Jak pewnie podejrzewacie, to nie było fajne uczucie i wszelkie cechy silnego charakteru po prostu we mnie zanikły. Siedziałam w pokoju hotelowym i po prostu ryczałam z bólu i zawodu, jaki sprawiło mi paryskie życie. Żałowałam momentu, kiedy postanowiłam wyjechać z Robin z Fairview. I właśnie wtedy, w tym samym momencie, usłyszałam dzwonek telefonu. To była Lynette.

- Katherine, dobrze, że Cię zastałam – mruknęła Lynette – Mamy problem.
- Jaki? - szepnęłam zmęczona – Jaki znowu problem, do jasnej cholery? - mój głos zabrzmiał wściekle, sama to usłyszałam. Lynette odpowiedziała mi chwilą ciszy na ten sek pełen jadu.
- Ta firma... S Productions, ma zamiar wykupić nasze akcje.
- Może tak zrobić? - zdziwiło mnie to, że ktoś może wykupić drugą firmę, tylko po to, by ją zniszczyć.
-Tak, oczywiście – potwierdziła Lynette – Gdyby tylko porozmawiać z ich szefową.
- A kto nią jest? - mruknęłam niezbyt zaciekawiona, miałam już dość tego wszystkiego.
- Serena Kyle, amerykanka.
- Kto? - jęknęłam zaskoczona – Serena.... kto?
- Kyle, to właścicielka S Productions.

Czy cokolwiek innego, mogło jeszcze pójść źle? Zamknęłam oczy, klnąc cicho na siebie i na to, jak łatwo dałam się podpuścić zimnej Serenie. Wymruczałam jakieś szybkie słowa pożegnania dla Lynette i rozłączyłam się. Miałam już po prostu dość tego wszystkiego. Wszystko, co tylko mogło, poszło nie tak. Oczywiście od razu zadzwoniłam do Sereny. Musiałam usłyszeć od niej, że to prawda. Może miało to zadziałać jak kubeł zimnej wody.

- Halo?
-Ty dziwko.
- Słucham? - zapytała wyniośle Serena, ale w jej głosie, tym razem wyczułam pewien fałsz.
- Jesteś właścicielką S Production, chciałaś nas wykupić – oznajmiłam, a Serena cały czas milczała. Nie byłam pewna, czy oskarżyłam o zdradę niewinną osobę, czy po prostu Kyle nie przerywa innym.
- Nie chciałam Was wykupić, ja to po prostu zrobiłam – odpowiedziała Kyle – Nie masz już nic do roboty w Paryżu. Twoja firma już należy do mnie, a wkrótce, w ogóle jej nie będzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:39, 14 Sie 2012    Temat postu:

To się porobiło...mam nadzieję, że Kath rozprawi się z tą Sereną (od początku mi się nie podobała xp).

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Wto 16:03, 14 Sie 2012    Temat postu:

Masz jakieś pomysły na to, jak się skończy ten fanfic? Razz Co prawda jesteśmy dopiero w połowie ale.....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:37, 14 Sie 2012    Temat postu:

hmm czułam, że Kath rozstanie się z mężem ( Sad ), spodziewałam się romansu z Mattem ( ), ale utraty firmy nie przewidywałam xp W każdym razie wiele się dzieje, co oczywiście sprawia, że ff nadal jest wciągający i zaskakujący Cool Nie mam pojęcia co zaplanowałeś, ale liczę na sporą dawkę zwrotów akcji i świetnych jak zawsze dialogów Laughing
Przyznam też, że nie widzę Kath powracającej na WL, gdzie wiodłaby samotne, nieszczęśliwe życie gospodyni domowej Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Śro 9:36, 15 Sie 2012    Temat postu:

Jak to mawiali w trailerze SATC2" ju hewent sin enyfin jet" Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Buffie
Ciekawski sąsiad
Ciekawski sąsiad



Dołączył: 22 Lis 2011
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: z szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:37, 17 Sie 2012    Temat postu:

ja tam myślę, że Kath będzie z Robin Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:35, 17 Sie 2012    Temat postu:

Oj...chyba nie w tym opowiadaniu Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Pią 20:44, 17 Sie 2012    Temat postu:

Myślę, że mogę oficjalnei to stwierdzić – byłam po prostu w rozsypce. Moje życie znów zmieniło się kompletnie, jak w rollercoasterze, a ja marzyłam o tym, by z niego wysiąść. Odkąd Charlie mnie zostawił, Chateau straciło swój południowy blask, stawając się zimnym pustostanem, jakich wiele na obrzeżach miast w Stanach.
Chciałam zadzwonić do Andre, ale uznałam, że nie będę go znów obarczać moimi problemami. Może nawet bym z sobą skończyła? To był naprawdę ciemny okres w moim życiu, kiedy nie zostało mi kompletnie nic. No i Matt... nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy, odkąd zataiłam fakt, że Vivian chciała do niego wrócić. Byłam kompletnie osamotniona, dlatego zdziwiło mnie, pukanie do drzwi.
Ubrana jedynie w szlafrok, przeszłam drogę dzielącą moją sypialnię, od drzwi frontowych. To kto za nimi stał, bardzo mnie zdziwiło.

-Paulo? - szepnęłam zmęczona, Paulo chwilę się uśmiechał, ale potem widząc moją spuchniętą od płaczu twarz, przybrał zupełnie inną minę. Była ona pełna troski i współczucia.
- Pani Mayfair! Non! Tak nie można! - zaprotestował wpraszając się do środka.
- Paulo, proszę, nie mam na to sił – mruknęłam, opierając się o otwarte drzwi.
- Ale ja mam sił za nas dwoje – zapewnił Paulo, zamykając frontowe drzwi – Jadła Pani kolację?
- Nie – zaprzeczyłam, po czym dodałam pewnym głosem – Nie byłam głodna.
- Zjemy coś dobrego, napijemy się wina i świat nabierze koloru – stwierdził Paulo, zmierzając w stronę mojej kuchni. Chciałam go przez chwilę zatrzymać, bo panował tam niezły burdel.
- Ale ja nie mam nic w lodówce!
- A to spoko – zaśmiał się Paulo, patrząc na mnie z radością – Przywiozłem coś z miasta, mam w samochodzie. Na dobrą kolację wystarczy, a jutro zrobimy zakupy dla Pani.

Paulo zajął się sprzątaniem mojej kuchni i przygotowywaniem posiłku, kiedy ja usiadłam na taborecie. Był zimny, co szybko poczułam na swojej pupci. Byłam ciekawa, co też dzieje się w miasteczku, w jaki sposób mówią o tym, że Charlie mnie zostawił, skoro Paulo postanowił sam z siebie mnie odwiedzić. Zapytałam go oto.

- Pani Mayfair – odpowiedział Paulo, patrząc mi prosto w oczy. Mogłam przysiąc, że mnie podrywał.
- Skończ wreszcie do jasnej cholery z tą Panią Mayfair. Brzmi to tak, jakbym miała sześćdziesiąt lat
- A ile masz, Katherine? - zapytał z uśmiechem Paulo. Ja również się uśmiechnęłam, nachyliłam nad jego uchem i wyszeptałam.
- Spadaj – w odpowiedzi na to stwierdzenie, Paulo roześmiał się – Powiedz mi, tylko szczerze, w mieście....

Paulo przestał się przez chwilę uśmiechać, mieszał sos w jednym z garnków a po chwili dopiero spojrzał na mnie- To nie jest tak, że nam Ciebie żal.
- Więc jak jest? - zapytałam, zapalając przy tym papierosa. Czułam się na tyle dobrze, by się podtruć.
- Pani była wiecznie zajęta, to Charlie integrował się z naszą społecznością ale...
- Ale? - zapytałam, przeczuwając, że te "ale" jest całkiem duże.
- Kochała go Pani, kocha go Pani. To nie jest tak, że zrobiła Pani coś źle, że go Pani zdradziła. Dlatego chcemy Pani pomóc, mimo, że Pani nie znamy za dobrze. Ludzie oczekują Pani w mieście.
- To słodkie – odpowiedziałam z uśmiechem – Pojawię się, na pewno. Ale póki co, muszę przełknąć nutkę poniżenia, jaką zdecydowanie jest ta.... pieprzona sytuacja.
- Ta – mruknął Paulo, nalewając sobie wina do kieliszka – Do dupy z takim małżeństwem, jak ta druga osoba, z byle pierdoły może odejść.

Po raz pierwszy od bardzo dawna, naprawdę się roześmiałam. Paulo sprawił, że dzień, a tak właściwie wieczór, przestał być tak okropnie mroczny. Nie zrozumcie mnie źle, nadal miałam depresję i nadal wyglądałam jak półtora nieszczęścia. Ale fakt, że miasteczko Rennes Le Chateau oczekiwało mnie, chcąc mnie wspierać w tej sytuacji, kiedy mąż mnie zostawił sprawiła... że poczułam się zupełnie jak w Fairview, które było teraz tak odległym wspomnieniem. Tego wieczoru zasnęłam najedzona i nawalona tym winem. Spałam jak zabita.

****

Rano postanowiłam sprawić, że wszyscy w miasteczku przestaną się o mnie martwić. Odstrzeliłam się jak na rozdanie Oscarów, mimo, że tak naprawdę jechałam do miasta po świeże produkty spożywcze. No więc, słuchajcie. Ubrałam kremową sukienkę od Versace, do niej dodałam rzymianki Blahnika. Do tego dołożyłam kremowy kapelusz, nieco w stylu tej suki Sereny. Wyglądałam olśniewająco i po raz pierwszy od dawna, nie czułam jak kupa. Więc, przeszłam przez rynek miasta i wręcz czułam wzrok wszystkich na sobie. Tak, oto nowa-stara Katherine, która nie boi się własnego cieni i nie płacze, słysząc melodię z "Love Story". Kiedy weszłam do sklepu, poczułam się jak prawdziwa gwiazda filmowa.

- Katherine! - zawołał z entuzjazmem Paulo, który akurat był w sklepie.
- Paulo – pocałowałam go w policzek serdecznie – Miło Cię widzieć.
- Proszę, poznaj moją żonę, Sophie – podekscytowany Paulo, wskazał palcem na kasjerkę w sklepie. Sophie była tuż po czterdziestce. Kasztanowe włosy upięte do góry, wątłe ramiona. Nie była pięknością z okładek magazynów, ale zdecydowanie była piękna. Uśmiechnęła się do mnie, patrząc swoimi wielkimi oczyma, pomalowanymi mascarą. Naiwność spojrzenia, przypominała mi Marilyn Monroe.
- Miło mi, Sophie – przywitałam się uprzejmie. Sophie również się uśmiechnęła.
- Tak, Kath. Bardzo mi przykro z powodu, no wiesz – jęknęła Sophie, spoglądając na mnie niczym Bambi. Bambi, Marilyn, wszystko jedno. Ten wzrok był po prostu rozczulający.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się pod nosem, zerkając za okno na rynek miasta, a raczej wsi – Sophie, Paulo. Czy mogę mieć do Was prośbę?
- Tak? - zapytał Paulo, który akurat był zajęty segregowaniem magazynów.
- Wiem, że mieszkam w Chateau od sporego czasu, ale tak jak mówiliście- nigdy naprawdę tu nie żyłam. Wiecie o co mi chodzi, prawda? - Sophie pokiwała głowa, patrząc na mnie swoimi ogromnymi oczyma – Chcę zrobić imprezę, która podziękuje Rennes za troskę i cóż... wejdę dzięki niej do życia wsi.
- Och, wspaniały pomysł – zachwyciła się Sophie. Odpowiedziałam uśmiechem. Dobrze wiedziałam, że muszę odkurzyć gruzy mojego życia i po prostu zrobić w nim przemodelowanie.

********

Właśnie z taką myślą wróciłam do Chateau, kiedy przeszłość po prostu do mnie wróciła. Niebieski cadilac, stojący na podjeździe mówił mi tylko jedno, zdradzając tym samym tożsamość gościa.Matt stał w cieniu drzew, czekając na mój powrót do domu. Widząc to jak wyglądam, uśmiechnął się szeroko, podbiegając. Przytulił mnie najmocniej jak potrafił, a ja byłam mu za to wdzięczna, że znów jak prawdziwy przyjaciel – zjawił się.

-Katherine – wysapał, trzymając mnie w ramionach. Miałam wrażenie, że już mnie z nich nie wypuści. W końcu jednak odsunął się, a ja widziałam, że ma wymalowaną na twarzy winę- Przepraszam, gdybym tylko wiedział, że ona....
- Tak – szepnęłam z uśmiechem – Nikt tego się nie spodziewał – wzruszyłam ramionami, zerkając na samochód – Co z firmą?
- Zamyka ją, a budynki przejmie S Productions. To koniec – oznajmił Matt, wtedy zobaczyłam, że koleś prawie płacze. Był taki rozczulający jako beksa.

- Może to ona ma moją firmę, ale to do mnie przyjeżdża facet przez pół kraju – zażartowałam, patrząc mu prosto w oczy. Matt wyłapał to spojrzenie i byłam pewna, że chciał to zrobić tu i teraz, tylko po to, by poprawić mi nastrój. Ja jednak nie byłam już zainteresowana nim w ten sposób od bardzo dawna, więc udawałam, że tego nie zauważam.

*****

- Czy Ciebie pogieło, moja droga? - zapytała Gabrielle, kiedy zadzwoniłam do niej następnego dnia.
- Ale o co Ci chodzi? - usiadłam na wyspie kuchennej, byłam w trakcie przygotowywania mega wielkiej kolacji na cześć Rennes.
- Taki koleś oferuje Ci seks za pośrednictwem milczenia i wzroku pełnego namiętności, a Ty mówisz nie? - Gabrielle brzmiała na zirytowaną – Znowu lecisz na laski?
- Och, Gaby, na litość Boską – mruknęłam zeskakując z wysepki – Ja to już przerabiałam.
- Ja to bym mogła taką lekturę przerabiać i przerabiać bez końca – stwierdziła Gabrielle.
- Do usłyszenia! - już chciałam odłożyć słuchawkę kiedy usłyszałam, jak Gabrielle krzyczy:
- Bierz mięsko póki gorące! A takie zdecydowanie jest! - parsknęłam śmiechem i odłożyłam słuchawkę.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:42, 18 Sie 2012    Temat postu:

Cytat:
– Co z firmą?
- Zamyka ją, a budynki przejmie S Productions. To koniec – oznajmił Matt, wtedy zobaczyłam, że koleś prawie płacze. Był taki rozczulający jako beksa.
wow Shocked myślałam, że jednak Kath odzyska firmę Sad
Cytat:
Może to ona ma moją firmę, ale to do mnie przyjeżdża facet przez pół kraju – zażartowałam, patrząc mu prosto w oczy. Matt wyłapał to spojrzenie i byłam pewna, że chciał to zrobić tu i teraz, tylko po to, by poprawić mi nastrój. Ja jednak nie byłam już zainteresowana nim w ten sposób od bardzo dawna, więc udawałam, że tego nie zauważam.
Wydaje mi się, że Kath sama nie wie czego chce xp Myślałam, że po rozstaniu z mężem, znajdzie pocieszenie w ramionach Matta....no ale to chyba byłoby zbyt proste xP
Cytat:
- Taki koleś oferuje Ci seks za pośrednictwem milczenia i wzroku pełnego namiętności, a Ty mówisz nie? - Gabrielle brzmiała na zirytowaną – Znowu lecisz na laski?
- Och, Gaby, na litość Boską – mruknęłam zeskakując z wysepki – Ja to już przerabiałam.
- Ja to bym mogła taką lekturę przerabiać i przerabiać bez końca – stwierdziła Gabrielle.
haha właśnie sobie uświadomiłam jak bardzo brakuje mi tekstów Gaby xp

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Sob 21:39, 18 Sie 2012    Temat postu:

Matt jest dla Kath synonimem bezpiecznego związku. Ona dobrze wie, że byłoby jej z nim po prostu dobrze ale... no nie tego szuka, mimo wszystko nie ma fajerwerków. A poza tym, czy istnieje bezpieczna miłość? Nie mówimy o prezerwatywach. Razz Qmc widzę, że szukasz "tego jedynego" od Kath....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:06, 19 Sie 2012    Temat postu:

Granmor napisał:
Ona dobrze wie, że byłoby jej z nim po prostu dobrze ale... no nie tego szuka
Ciekawi mnie w takim razie czego ona szuka, bo wydawało mi się początkowo, że szuka Charliego (tzn kogoś w jego typie)...nie wyszło. Czytając drugą serię pomyślałam, że po rozstaniu z mężem będzie szukała pocieszenia u kogoś, kto się nią zaopiekuje i w pełni zrozumie...
Anyway kobiety wcale nie są takie same i bardzo się od siebie różnią, więc może się myliłam i wcale jej nie rozumiem Cool
Granmor napisał:
A poza tym, czy istnieje bezpieczna miłość? Nie mówimy o prezerwatywach.
Nie wiem czy miłość może być "bezpieczna", skoro to takie silne uczucie... A co do prezerwatyw- to do tego wcale nie jest potrzebna miłość ;p
Granmor napisał:
Qmc widzę, że szukasz "tego jedynego" od Kath....
Nie liczę na to, że nagle pojawi się w jej życiu książę na białym koniu xP Z takich bajek już daaaawno wyrosłam. Jednak liczę, że Kath znajdzie w końcu tą właściwą osobę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Nie 20:10, 19 Sie 2012    Temat postu:

Stay tuned........

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 4:50, 20 Sie 2012    Temat postu:

We sure will. Jaram się drugą serią. Nie wiem czy nie jest lepsza od pierwszej, bo jak wiadomo...pełno zwrotów akcji, jeden za drugim, Kath niemalże na dnie...Może pójść w każdą stronę i będzie ciekawie z pewnością...(Scenarzyści GG/Safran to akurat ze zwrotami przesadzili. XD Ty znasz umiar, hahah). Jutro napiszę więcej!!!

+ No wypisz wymaluj classic Gaby. <3 Wielki plus za to.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Pon 13:06, 20 Sie 2012    Temat postu:

Wkróce nastał dzień wielkiego przyjęcia. Jako, że kilka lat temu, prowadziłam firmę cateringową, podczas organizacji tego przyjęcia i mijania kolejnych kelnerów, czułam się po prostu jak w domu. A moje chateau było ozdobione w figury lodowe, szwedzkie stoły i wiele innych ciekawostek, którem miałam nadzieję, że nie przerażą prostego ludu z Rennes.

Ucieszyłam się, kiedy pojawił się Paulo i Sophie. Uznałam ich za zwiastun jakiejś dobrej nadziei, udanego wieczoru. Paulo, jak na włocha przystało, przytulił się do mnie i powiedział radośnie:
-Nie martw się Katherine! To będzie wydarzenie roku!

Miałam tylko nadzieję, że z odpowiednich powodów, to wydarzenie, stanie się "wydarzeniem roku". Uśmiechnęłam się do Sophie, która dzisiaj znów wyglądała pięknie i skromnie. Nie miała drogiej kreacji od projektanta, przez co przez chwilę poczułam się głupio, promieniejąc w kolejnej żurnalowej kreacji, ale wyglądała po prostu wspaniale. Miała na sobie czarny żakiet, a do niego dobraną białą sukienkę. Nic nie było markowe, oprócz tego, że jej dusza była tak wspaniale unikatowa, bardziej, niż moja biżuteria od Cartiera.

- Sophie, tak się ciesze, że przyszłaś – oświadczyłam, zapraszając ją gestem ręki do wynajętego barmana. Miałam zamiar dzisiaj się upić, w jej przyjemnym towarzystwie- Cosmo?
- Cosmo? - zapytała niepewnie Sophie, a jej marilynowe oczy, spojrzały na męża. Jako że Paulo w żaden sposób nie protestował przeciwko żonie pijącej różowego drinka, ta pokiwała głową. Najwyraźniej lubiła zawsze konsultować się z swoim mężem, to znów sprawiło, że poczułam się okropnie. Kiedy byłam z Charliem, sama podejmowałam sporą ilość decyzji. To ja mówiłam, że jadę do Paryża, to ja mówiłam, co zjemy danego dnia na obiad i to ja mówiłam, na jaki kolor mają być pomalowane ściany w naszym domu. O Boże... Wypiłam kieliszek drinka, a Sophie spojrzała na mnie zaskoczona.
- Katherine, jest ktoś kogo powinnaś poznać! - oświadczył radośnie mój włoski przyjaciel, Paulo – Nasz wielebny Bruel!

O k***a. Wielebny? Dwukrotna rozwóka, trzeci rozwód w trakcie, z lesbijskim związkiem na koncie, oprócz tego, pożądałam męża swojej koleżanki. Przecież on mnie spali na stosie!

- Wielebny! - powiedziałam głośno, brzmiąc na tyle niewinne, na ile tylko potrafiłam – To taka przyjemność Wielebnego poznać.
- Pani Katherine – odpowiedział uprzejmie Bruel – Wspaniałe przyjęcie, gratuluję. Widać, że Pani domu opanowała w wspaniałym stylu, prowadzenie przyjęć. Brawo.
- Dziękuję, wielebny – uśmiechnęłam się, spoglądając na Sophie – Przepraszam, że nie byłam w kościele ale...
- Rozumiem, moje drogie dziecko. Bóg czeka na każdego, zawsze możesz wrócić do kościoła – oznajmił uprzejnym tonem Bruel. Przełknęłam głośno ślinę.
- Tak... Sophie? Co powiesz na jeszcze jedno? - zapytałam z uśmiechem. Sophie pokiwała głową.

Wkrótce ja i Sophie, stałyśmy się przyjaciółkami. Po kilku kolejnych cosmopolitanach, cała ta niewinność po prostu zsunęła się jak kotara z Sophie i była już zupełnie inną osobą. Śmiała się, dopytywała, a kiedy już kompletnie nawalona, opowiedziałam jej o Robin, Charliem no i Mattcie, wszystkiego wysłuchała z spokojem. A potem.... zrobiłam to, czego nigdy nie powinno się robić po pijaku. Zadzwoniłam do Charliego.


Wiedziałam, że muszę porozmawiać z nim w spokoju, dlatego wyszłam do ogrodu. Kiedy wybrałam numer i słyszałam, jak połączenie się nawiązuje, serce stanęło mi w przełyku. To był pierwszy raz, kiedy miałam usłyszeć jego głos od momentu, kiedy się wyprowadził.
- Czego chcesz? - zapytał oschle. Sposób w jaki to zrobił, sprawił, że od razu chciało mi się płakać.
- Och, Charlie... - jęknęłam, wychylając się przez barierkę – Dlaczego? Dlaczego nie chciałeś ratować naszego małżeństwa? - wybełkotałam.
- Ty jesteś pijana – mruknął Charlie – Co? Nawaliłaś się i włączył Ci się jakiś sentymentalizm?
- Nie bądź taki, na litość boską – warknęłam.
- Do widzenia, Kath. Żegnaj.
-Czekaj! - odpowiedziałam głośno, słyszałam jego oddech, wiec wiedziałam, ze się nie rozłączył- Odeszłam z firmy, powinieneś to wiedzieć. Mieszkam w Rennes, na stałe. Jeżeli postanowisz wrócić... poczekam.

Na te słowa, Charlie już nie odpowiedział. Przez chwilę nadal minutnik wskazywał na to, że połączenie jest nawiązane, ale wkrótce mój mąż rozłączył się. Poczułam się źle, tak bardzo, że zwymiotowałam za barierkę. Następne co pamiętam, to jak spadłam... za tę barierkę. Ta.... nie wychylajcie się po pijaku.

- Katherine? - usłyszałam odzyskując przytomność. Głos brzmiał jak Charliego.
- Charlie? - szepnęłam, powoli odzyskiwałam wzrok. Przede mną stały trzy osoby, wkrótce rozpoznałam, że była to zatroskana Sophie, Paulo i.... Bruce Way, tutejszy lekarz, który swego czasu zajmował się moim pszczelim uczuleniem.
- Nie, przykro mi, kochanie, to nie Charlie- oznajmiła Sophie, wciąż była nawalona, stąd te "kochanie".
- Pan Way – jęknęłam chwytając się za głowę – Co się stało?
- Chcesz łatwiejszą czy bardziej skomplikowaną wersję, Kath? - zapytał Paulo.
- Skomplikowaną? - zapytałam cichutko. Paulo pokiwał głową.
- Ból istnienia jaki Ci towarzyszy od momentu opuszczenia przez męża, stał się dziś nie do wytrzymania. Mimo tego, że próbowałaś utrzymywać pozory szczęścia w końcu... - w tym momencie mu przerwałam westchnieniem.
- Dobra. Łatwiejsza wersja?
- Nawaliłaś się i spadłaś – rzekł Paulo, nieco rozbawiony sytuacją.
- Aha – mruknęłam wstając – Co za wstyd.
- Nie przejmuj się, Kath – odpowiedział Bruce – Wszyscy wiemy, w jakiej jesteś sytuacji.
- Nie pomagasz – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy – Ale dziękuję Ci.... Bruce, za troskę.
- Taki zawód, zwykle – wzruszył ramionami, po czym dopowiedział – Zwykle nie pomagam pięknej kobiecie, która spada z balustrady.

Uśmiechnęłam się ponownie, a Sophie spojrzała na mnie swoimi bambi oczami, które wyrażały coś na wzór "ohohohohoho, ostro". Parsknęłam śmiechem, gromiąc ją wzrokiem. Paulo również uśmiechał się szeroko, zupełnie jakby właśnie wypalił działkę cracku.

- Całonocne imprezy nie są w stylu Rennes, chyba czas zakończyć wieczór – oznajmił Bruce, otrzepując się z trawy. Sophie pokiwała głową, na znak, że się zgadza z Panem doktorem.
- Zalecenie lekarskie? - zapytałam odzyskując świadomość tego, co się dzieje.
- Ta – parsknął śmiechem Bruce- Wiem, że to kobiety zwykle odprowadza się... ale przejdziesz się ze mną do samochodu?

Nawet się nie zorientowałam, jak pokiwałam głową na znak, że chętnie go odprowadzę i razem spacerem omijaliśmy mój dom. W końcu doszliśmy do placu przed drzwiami frontowymi, gdzie stały wszystkie samochody. Bruce zanim otworzył drzwi swojego spojrzał mi w oczy.




- Wiem, że wciąż jesteś zoną Charliego i.... - przerwał. Dobrze wiedziałam, co chce powiedzieć, tak jak Wy – Ale... jakbyś zgodziła się zjesć ze mną kolacje, byłbym szczęśliwy.
- Bruce to... - w tym momencie, przerwał mi. Zerknął za mnie, nie wiedziałam dlaczego.
- Za wcześnie, wiem – zgodził się, po czym uśmiechnął delikatnie – Po prostu o tym pomyśl, dobra?
- Dobra – zgodziłam się, a Bruce po prostu wsiadł za kierownicę i odjechał. Kiedy odwróciłam się, zobaczyłam, dlaczego Bruce spoglądał za mnie. Stał tam Matt i nie wyglądał na szczęśliwego.
Podeszłam do niego, chcąc się przytulić, ale on mocno odepchnął mnie. Nigdy tak się nie zachowywał. Wiedziałam, że jest o coś zły i ... dobrze wiedziałam o co był zły.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś, o Vivian? - zapytał sekundę po tym, jak mnie odepchnął.
-Matt, ja... nie chciałam, by znów Cię zraniła – jęknęłam, patrząc w jego oczy. Były pełne złości.
- Nie masz prawa decydować o tym, kto mnie może ranić a kto nie! - wrzasnął, zauważyłam, że w oknach chateau, pojawiło się kilka sylwetek. Większość gości nadal była w środku.
- Ale ja... - jęknęłam próbując się tłumaczyć.
- Najpierw zjawiasz się znikąd, ja Ci pomagam przeżyć w Paryżu, a Ty wychodzisz za innego. A teraz to? Odbierasz mi możliwość zdecydowania, czy chcę być z Viv? - wrzeszczał jak opętany. Nigdy go takiego nie widziałam i prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, że był zdolny do odczuwania takiej furii – Kiedy Ty wreszcie przestaniesz myśleć o sobie?!
- Matt, ale ja.... ja przepraszam Cię, nie chciałam byś cierpiał ja... - w tym momencie, Matt odwrócił się na pięcie i wsiadł do taksówki, którą tu przyjechał. Poczułam się znów jak wtedy, kiedy opuszczał mnie Charlie – Matt! Nie rób tego! Matt!

Ten jednak nie zareagował na moje słowa, taksówka po prostu ruszyła w stronę Rennes, a potem Couizy.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Desperacka twórczość własna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 7 z 20

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin