Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Body of Proof Sezon 4
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Desperacka twórczość własna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mikołajek
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Poznań - Piątkowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:45, 08 Sie 2013    Temat postu:

No właśnie. Sądziłem, że Granmor wstawił to info, dopóki nie spojrzałem na miejsce loginu i obrazek.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Czw 23:02, 08 Sie 2013    Temat postu:

Wybaczam, czuję się wręcz zaszczycony. Nigdy bym nie podejrzewał, że Kic zrobi taką furorę na wisterialu.... xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikołajek
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Poznań - Piątkowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:20, 08 Sie 2013    Temat postu:

Myślę, że KiC ma już swoją gwiazdę w Alei Sław.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:08, 11 Sie 2013    Temat postu:

Oprócz fragmentów z KiC, jest tu również ogromne nawiązanie do GA, które raczej trudno będzie przegapić Smile


Body of proof sezon 4 odcinek 5 „Odbicie przeszłości cz. 1”


Floryda była cudowna. Przyznam szczerze, że mogłabym zamieszkać tu na stałe. Czysta woda, wysoka temperatura i całe dnie spędzone na plaży. To było wymarzone życie.
Kogo ja chcę oszukać? Leżenie całymi dniami na plaży i nic nie robienie to dla osoby uzależnionej od pracy był koszmar. Nie mogłam się doczekać powrotu i jedyne co mnie tu jeszcze trzymało to widok Lacey, która powoli stawała na nogi, no i oczywiście kieliszek wina w mojej ręce. Tak, dobrze myślicie. Nie byłabym sobą, gdybym nie wypiła choć kieliszka wina.


Tak więc całodzienne wylegiwanie się na plaży zmusiło mnie do przeanalizowania mojego życia miłosnego, a w zasadzie tylko tego fragmentu związanego z Aidenem.
Myślę, że nadszedł czas, abyście poznali prawdę o moim związku z Aidenem i o tym, co wydarzyło się w ciągu trzech miesięcy po ataku Wilsona Polley’a. Cofnijmy się w czasie o półtora roku, do dnia…


...W którym miałam powiedzieć mojemu ukochanemu „…i, że cię nie opuszczę aż do śmierci”.
Tej nocy miałam przedziwny sen. Śnił mi się mój tata. Staliśmy na plaży przed hotelem i rozmawialiśmy.
- Tatusiu – szepnęłam, uśmiechając się. – Potrafisz uwierzyć w to, że wychodzę dzisiaj za mąż? – zapytałam. Tata uśmiechnął się do mnie, gładząc moje włosy. Był taki realny. Trudno było uwierzyć, że to tylko sen.
- Pączusiu, czy jesteś z nim szczęśliwa? – spytał. Dotknęłam opuszkami palców jego twarzy i poczułam pod palcami jej rysy. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze je pamiętam. Ludzki umysł, to jednak niezwykłe narzędzie.
- Tak, tato – uśmiechnęłam się. – Myślę, że to ten jedyny.
- A więc nie mam się o co martwić – przytulił mnie i pocałował w czoło. Przez chwilę znów miałam pięć lat.
- Tak – potwierdziłam szeptem. – Nie masz.
- Pozostaje mi tylko wam pogratulować – oświadczył tata z uśmiechem. – Nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny – uśmiechnął się, a ja widziałam dumę w jego oczach. Chciałam coś powiedzieć, ale nagle wszystko zniknęło, a tata, tak po prostu się rozpłynął.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Otworzyłam oczy, co było dla mnie niezwykle trudnym wyzwaniem i zobaczyłam stojącą nade mną Kate,
- Czas wstawać – uśmiechnęła się. – Boże, to taki wielki dzień.
- Taa – mruknęłam. – Drugi tak wielki w moim życiu.
Kate machnęła dłonią.
- Czy to ważne? A poza tym, do trzech razy sztuka, prawda? – zapytała, wstając z mojego łóżka.
- Wypluj te słowa! – krzyknęłam przerażona wizją kolejnego rozwodu.
- Okej, spokojnie. Tylko żartowałam – wstała z mojego łóżka. – Przebierz się, wszyscy na ciebie czekają.
Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, a kiedy zeszłam na dół, podeszłam do Sam i Kate.
- A gdzie pan młody? – spytała ta pierwsza.
Poszukałam go wzrokiem. Nie było go.
- Będzie tu za chwilkę – odpowiedziała Kate. – To takie niesamowite.
- Bardzo – przyznała Sam, przytulając się do mnie. – Megan, tak się cieszę twoim szczęściem.
- Dzięki – pocałowałam ją delikatnie w policzek.
Usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Poczułam zapach jego perfum i byłam już pewna, że to mój ukochany. Spoglądał na mnie, a jego oczy wręcz lśniły.
- Panie i Panowie! – moja matka oficjalnym tonem zwróciła na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Uwielbiała być w centrum uwagi. – Oto wkrótce państwo Walls! – brawa rozległy po pokoju, a ja spojrzałam za okno. Znów byłam w moim śnie. Oczami wyobraźni widziałam siedzącego na kamieniu mojego tatę. Przeprosiłam wszystkich i poszłam w stronę plaży.
Choć już go nie widziałam, czułam jego obecność, co z jednej strony było fascynujące, a z drugiej przerażające. Stałam, wpatrując się w fale oceanu. W końcu siadłam na kamieniu, na którym w moim śnie siedział tata.
Gdy usiadłam, poczułam jak przez moje ciało przepływa fala zimna. Objęłam się rękoma i znieruchomiałam. Mogłam przysiąc, że usłyszałam słowa „kocham cię”. Obejrzałam się. Nikogo nie było. Poczułam jak strach powoli mnie paraliżuje. Byłam przerażona. Siedziałam na tym kamieniu i nie mogłam się ruszyć. Przeklinałam się w duchu, że tu przyszłam.
Wtedy poczułam na swoim ramieniu dłoń. Podskoczyłam jak oparzona. Obróciłam się i zobaczyłam Kate. Stała za mną, przerażona moją gwałtowną reakcją.
- Wszystko w porządku? – spytała.
Pokiwałam głową.
- Nie mogłoby być lepiej – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
- Nie wyglądasz dobrze – oświadczyła Kate, a potem zaczęła się wpatrywać w jakiś punkt za mną. Chciałam opowiedzieć jej o moim śnie i o tym, co się tu przed chwilą wydarzyło, ale zamiast tego
mruknęłam tylko:
- Stres? – odetchnęłam głęboko. Musiało być dobrze, Aiden mnie kocha. Będę szczęśliwa jako jego żona.
- Tak, to pewnie to – potwierdziła Kate, po czym spojrzała za moje ramię. – Chyba czas zaczynać, prawda?
- Tak – uśmiechnęłam się i razem wróciłyśmy do hotelu.


Nie spotkałam Petera, wiedziałam tylko, że jest gdzieś wśród innych przybyłych, ale nie
dane nam było się spotkać. Dopiero teraz ujrzałam go po lewej stronie. Goście panny młodej. Panny. Boże, jak to brzmi. Ja mam tyle wspólnego z panną, co Kate z miss mokrego podkoszulka. A nie, w sumie na wieczorze panieńskim, Kate trochę za dużo wypiła i.... no, to może jestem nieco panną? Może to, że właśnie biorę ślub, nie jest kpiną? Uśmiechnęłam się szeroko.
W końcu dotarłam do ołtarza, ten spacer zwykle trwa krótko – kiedyś moje rozmyślania musiały zostać ucięte, przez ostry jak nóż głos księdza.
- Zebraliśmy się dzisiaj, aby być świadkami pojednania dwóch bratnich dusz – oświadczył ksiądz. A ja się pociłam, czułam jak pot spływa mi po czole. Miałam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod nóg. – Megan i Aiden, zostaną połączeni świętym węzłem małżeńskim.
- ch****a – szepnęłam.
- Miłość jest wielka. Evan McGregor w Moulin Rouge mówił iż miłość jest jak tlen, miłość jest jak wiele, miłość jest niewyczerpalnie piękna. Wszystko czego w życiu potrzebujemy, to miłość. Jeżeli jednak ktoś zna powód, dlaczego ta dwójka nie może wziąć ślubu, niech przemówi teraz albo niech zamilknie na wieki.
Cisza.
- Nikt?
Nadal cisza.
- Ja. Ja znam.
Na sali zapadła cisza, absolutna cisza. Tego po prostu nikt się nie spodziewał.
Stałam na środku ołtarza, patrząc prosto w oczy Aidena i sama nie wierzyłam, że wypowiedziałam te słowa. Oznajmiłam, że znam powód dla którego moje małżeństwo nie może zostać zawarte. Ja go po prostu znałam.
Bo to nie jest tak, że nie kochałam już Aidena. Naprawdę miałam nadzieję, że wreszcie znalazłam tą osobę, która będzie ze mną na dobre i na złe. I byłam pewna, że tą osobą jest właśnie Aiden. Do czasu kiedy...

Chyba nadszedł czas, żebyście dowiedzieli się, jak poznałam Petera, bo to wydarzenie miało ogromny wpływ na moje życie…

Wszystko zaczęło się, kiedy na dzień przed podjęciem pracy w Zakładzie Medycyny Sądowej, postanowiłam pójść do baru i uczcić mój powrót do świata żywych. O ile w ogóle można mówić o świecie żywych, skoro zamiast siedzieć zamknięta w czterech ścianach mojego mieszkania i ukrywać się przed ludźmi, postanowiłam siedzieć w czterech ścianach kostnicy i ukrywać się wśród martwych, ale analizowanie mojego pokręconego życia zostawmy sobie na później. Teraz skupmy się na moim wyjściu do baru.
Siedziałam przy barze sącząc drugiego drinka i zastanawiając się, co się stało ze starą mną, kiedy podszedł do mnie zabójczo przystojny, około czterdziestoletni mężczyzna i zaproponował, że postawi mi drinka. Chciałam odmówić, ale zamiast tego, usłyszałam swój głos mówiący, że się zgadza. I tak to wszystko się zaczęło.
Historia stara jak świat. Kobieta idzie do baru, spotyka w nim mężczyznę i po czterech tequilach lądują w jej łóżku, by następnego dnia tego żałować. Jednak moja historia różni się od pozostałych tym, że nie kończy się tylko na przypadkowo spędzonej razem nocy. Tak, moja historia ma wyjątkowo długi i pokręcony ciąg dalszy i wbrew pozorom, wcale nie kończy się szczęśliwie. Wróćmy jednak do poranka po wizycie w barze.
Obudziłam się około ósmej rano z potwornym kacem. Pękała mi głowa, a w dodatku obok mnie leżał facet, którego nie znałam. Pamiętałam jedynie urywki z poprzedniej nocy i szczerze mówiąc wolałam nie pamiętać tego, co robiliśmy.
Wstałam z łóżka i ściągnęłam koc z mężczyzny leżącego obok mnie i okryłam się nim. Potem rzuciłam na jego nagie ciało poduszkę. To go obudziło.
- To, yyy… twoje? – spytał, podając mi mój biustonosz, który leżał obok jego głowy. Czułam się kompletnie zażenowana. Co ja sobie wczoraj myślałam, zapraszając do domu faceta poznanego w barze?
- Musisz już iść – uśmiechnęłam się.
- Lepiej ty przyjdź do mnie – zachęcił mnie, poklepując miejsce na łóżku obok siebie. I muszę przyznać, że przez jedną dziesiątą sekundy miałam ochotę do niego wrócić. W porannym słonecznym świetle jego mięśnie były jeszcze bardziej wyraziste niż w nocy. No i przede wszystkim, musiałam to przyznać przed samą sobą, facet był cholernie przystojny. Przez chwilę patrzyłam na niego rozmarzonym wzrokiem, ale zaraz się otrząsnęłam. O czym ja w ogóle myślałam, przecież ja go kompletnie nie znam.
- Serio – powiedziałam widząc jego smutną minę. – Jestem spóźniona, a dzisiaj zaczynam nową pracę.
- Naprawdę? – odparł z uśmiechem na twarzy. – Co za zbieg okoliczności, ja też zaczynam
dzisiaj nową pracę.
- Darujmy to sobie, okej?
- Co? – spytał zdziwiony.
- Udawanie zainteresowanych – wyjaśniłam. – Idę wziąć prysznic – wskazałam na drzwi łazienki. – Kiedy wrócę, ciebie ma tu już nie być. Trzymaj się… – czekałam, aż mi pomoże.
- Peter.
- Peter, właśnie – uśmiechnęłam się. – Megan.
- Fajnie było cię poznać.
- Żegnaj… Peter – powiedziałam i ruszyłam do łazienki. Kiedy z niej wyszłam, Petera już nie było.
Zjadłam szybkie śniadanie, ubrałam się w moją ulubioną szarą sukienkę z czarnym paskiem, a do tego żakiet i oczywiście – mój znak rozpoznawczy – wysokie szpilki.
Godzinę później stałam nad ciałem Jessiki Ryan. Kobieta miała poderżnięte gardło, złamany nos i, jak się później okazało, usunięty mózg. Kiedy na miejscu zbrodni klęczałam, przyglądając się ciału z bliska, usłyszałam za sobą głos mężczyzny.
- Nazywam się Peter Dunlop, jestem śledczym, a ty jesteś…
I wtedy się odwróciłam. Nasze spojrzenia się spotkały, a moje ciało przeszył dreszcz. Widziałam, że on zareagował podobnie.
- Megan… – wykrztusił.
- Co ty tutaj robisz? – syknęłam.
- Pracuję. Właściwie, to mój pierwszy dzień – uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Śledczy Dunlopie, chyba powinien pan zająć się zdjęciami ofiary – odparłam poważnym tonem.
- Rano Peter, a teraz śledczy Dunlop? – był wyraźnie rozbawiony.
- To się nie zdarzyło – zaprzeczyłam.
- To, że ze sobą spaliśmy czy, że mnie wygoniłaś? To serdeczne wspomnienia – nadal się uśmiechał.
- Nie ma czego wspominać. Nie jestem już tą dziewczyną z baru, a ty nie jesteś tamtym facetem. Nic nie było i nic nie będzie.
- Wykorzystałaś mnie.
- Nie – znowu zaprzeczyłam.
- Byłem pijany i przystojny.
- To ja byłam pijana – poprawiłam go. – A ty nie jesteś taki przystojny.
- Może dziś, ale wczoraj miałem piękną czerwoną koszulę i wykorzystałaś mnie. Powtórzymy to? Może w piątek?
- Nie – zaprzeczyłam stanowczo. – Jesteś śledczym, a ja patologiem. I przestań tak na mnie patrzeć.
- Jak? – spytał, jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- Jakbym była naga.
I tak się to wszystko zaczęło. Dość dziwnie, prawda? Początki naszej przyjaźni były trudne, ale po pięciu latach mogę stwierdzić, że Peter, to najlepsze co mnie w życiu spotkało. No, oprócz Lacey oczywiście.
Po tamtym poranku, było jeszcze wiele innych do niego podobnych. W każdym bądź razie nie skończyło się na jednym razie. Ale w końcu oboje doszliśmy do wniosku, że przyjaźń będzie lepsza niż miłość, a teraz, kiedy tak o tym myślę, dochodzę do wniosku, że popełniłam wielki błąd, wybierając przyjaźń, ale potem poznałam Aidena, a on Dani. Oboje byliśmy związani.

Tak naprawdę nigdy nie przestałam go kochać i jak się niedawno dowiedziałam – on również.
A teraz Dani nie żyła, a ja wychodziłam za mąż. Musicie wiedzieć, że kiedy zamknęliśmy sprawę wirusa, Peter wyjechał.
Kiedy robiłam porządki, znalazłam list, który mi zostawił. Wyznał mi w nim miłość i napisał również, że nie może dłużej ze mną pracować i patrzeć na mnie szczęśliwą z Aidenem. Dlatego wyjechał. Bo patrzenie na mnie sprawiało mu ból.
Nie wiedziałam czy się z kimś spotyka. Prawdę mówiąc, nie zaprosiłam go na ślub. Zrobiła to moja matka. Myślę, że gdyby tego nie zrobiła, nic by się nie stało. A tak, kiedy zobaczyłam go wysiadającego z taksówki, coś po prostu pękło.
- Peter? – zawołałam go głośno, stojąc na środku ołtarza i patrząc w zadziwione oczy Aidena. – Czy ty mnie wciąż kochasz?
- Eee? – jęknął zdziwiony Peter, z zakłopotaniem zauważając, że coraz więcej osób się na niego gapi – Tak.
- Jesteś tego pewien? – zapytałam, wciąż patrząc na Aidena.
- Tak – potwierdził nieco pewniej. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- No to spieprzamy, ruszaj się! – wrzasnęłam i zaczęłam uciekać w stronę wyjścia z kościoła.

Ciąg dalszy nastąpi…


EDIT:


Ciąg dalszy nastąpił...



Body of proof sezon 4 odcinek 6 „Odbicie przeszłości cz. 2”

- Peter? – krzyknęłam. – Czy ty mnie wciąż kochasz?
- Tak – odparł, wiedząc, co się za chwilę stanie.
- No to spieprzamy, ruszaj się! – wrzasnęłam i zaczęłam uciekać. Po chwili biegł razem ze mną. Dotarliśmy do drzwi i otworzyliśmy je. Do środka wdarło się oślepiające światło.
I wtedy się obudziłam. Spojrzałam na mężczyznę leżącego obok mnie. Uśmiechał się. Pocałowałam go.
- Jesteś strasznie blada – powiedział mój mąż.
- Miałam zły sen.
O ile można go tak nazwać.
- Znowu? – spytał, a ja pokiwałam głową. – Opowiesz mi chociaż, co takiego śni ci się od dnia naszego ślubu? Czy znowu zbyjesz mnie odpowiedzią w stylu „To nic ważnego, wyobraźnia płata mi figle. To wszystko” – powiedział wyraźnie rozdrażniony.
- Aiden... – westchnęłam.
Co miałam mu powiedzieć? Kochanie nie bądź zły, ale co noc śni mi się, że uciekam z moim przyjacielem, zostawiając cię przed ołtarzem? Nie. Nie mogłam mu opowiedzieć o tym śnie. Zbyt dobrze go znałam, by wiedzieć jak zareaguje.
- Dobrze, nie chcesz to nie mów, ale przypominam ci, że gdy staliśmy przed ołtarzem, ślubowaliśmy sobie, że nie będziemy mieli przed sobą tajemnic.
- To nie jest tajemnica, tylko...
- Tylko co? – przerwał mi. – Jak to nazwiesz?
- Możemy porozmawiać, jak Lacey pójdzie do szkoły? – spytałam błagalnym tonem. Wyraz jego twarzy uległ zmianie.
- Dobrze – zgodził się i wyszedł z sypialni. Usłyszałam jak puka do sąsiedniego pokoju. – Lace, skarbie, pora wstawać.
Zanim się obejrzałam, moja córka zjadła śniadanie, umyła zęby, ubrała się i już jej nie było. Miałam nadzieję, że ta chwila będzie trwała trochę dłużej.
- Dobrze – powiedział Aiden, kiedy zamknęły się drzwi mojego mieszkania. – Lacey wyszła. Jesteśmy sami. Czy teraz możesz mi opowiedzieć o tym śnie?
Wzięłam głęboki oddech. Chciałam, żeby zadzwonił telefon i musiałabym jechać na miejsce zbrodni. Tak bardzo pragnęłam uciec z tego miejsca. Dusiłam się w nim.
- Obiecałaś – usłyszałam i wróciłam do rzeczywistości.
Nic się nie stało. Telefon nie zadzwonił, a ja siedziałam przy stole wpatrując się w przestrzeń za oknem.
- Wiem – szepnęłam. – I zrobię to, tylko musisz chwilkę poczekać.
- Dlaczego?
- Bo muszę sobie to wszystko poukładać. Przemyśleć, od czego zacząć.
- Najlepiej od początku.
- Aiden! – krzyknęłam na niego wyprowadzona z równowagi i zaraz tego pożałowałam. To
nie on był winny i nie powinnam była wyładowywać na nim swojej złości.
- Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam – zamilkłam, by po chwili wszystko z siebie wyrzucić. – Pamiętasz dzień naszego ślubu, prawda?
Pokiwał głową, a ja opowiedziałam mu wszystko po kolei. Zacząwszy od snu o tacie, a skończywszy na ucieczce z Peterem.
- …I wtedy otwierają się drzwi, do środka wpada oślepiające światło, a ja się budzę.
Aiden wysłuchał wszystkiego bez przerywania mi, by podsumować moją wypowiedź prychnięciem.
- To jakiś żart – roześmiał się głośno. Nie był to jednak szczery, serdeczny śmiech, raczej ironiczny, jakby nie wiedział co ma odpowiedzieć, a chciał jakoś przerwać niezręczną ciszę. – Wychodzę! – krzyknął i już go nie było.
- Aiden! – zero odpowiedzi. – Aiden, zaczekaj! – krzyczałam, ale równie dobrze mogłam szeptać. Wybiegłam na klatkę schodową. Po moim mężu nie było śladu.
Byłam wściekła. Na siebie i na niego. Miałam ochotę coś kopnąć. Opanowałam jednak emocje. Wróciłam do mieszkania, zamknęłam z sobą drzwi i podbiegłam do kanapy. Wzięłam z niej poduszkę, przyłożyłam do ściany i zaczęłam w nią walić z całej siły.
Pomogło. W końcu opadłam na podłogę i rozpłakałam się, przytulając się do poduszki, którą przed chwilą poturbowałam.
Nie wiem, ile płakałam. Dziesięć, piętnaście minut, może pół godziny. W końcu, kiedy zabrakło mi łez, uspokoiłam się. Poszłam do łazienki, umyłam twarz, zrobiłam makijaż, zatarłam ślady płaczu. Byłam gotowa wyjść z domu i pokazać się ludziom. Zostałam jednak w mieszkaniu, czekając na Aidena.
Nagle zadzwoniła moja komórka. Niczego tak nie pragnęłam jak zobaczenia na wyświetlaczu imienia mojego ukochanego. A jednak. Peter, jak zwykle w samą porę.


Miejscem zbrodni był zaułek za barem. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Rozejrzałam się. Śmietnik, drzwi, zapewne prowadzące na zaplecze baru, kałuże i ona. Młoda dziewczyna, na oko jakieś dziewiętnaście lat. Blondynka. Bud stał nad jej ciałem. Nagle gwałtownie się odsunął. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się stało, a potem zobaczyłam szczura przebiegającego między jego nogami. Uśmiechnęłam się.
- Zaprzyjaźniasz się? – zaśmiałam się.
- Obrzydliwe stworzenia – syknął w odpowiedzi mój przyjaciel.
- Och, to część łańcucha pokarmowego, Bud. Ciesz się, że jesteś na samym szczycie, a ja tuż za tobą – uśmiechnęłam się. Pięć minut z Budem i Peterem i już się nie martwię. I pomyśleć, że początkowo tak się między nami nie układało.
- Nazywa się Nikki Shumaker – wrócił do ofiary Bud. – Ma osiemnaście lat. Z legitymacji studenckiej wynika, że jest na pierwszym roku w Hoyt University, a karta kredytowa i gotówka wskazują, że to nie była kradzież. Barman znalazł ciało tuż po zamknięciu i wezwał pomoc.
Spojrzałam na mężczyznę, przesłuchiwanego przez Sam. Nie wyglądał na mordercę. Ponownie przyjrzałam się ranie ofiary. Poderżnięte gardło, przecięta tętnica. Przynajmniej nie cierpiała długo.
- Bezpośrednią przyczyną zgonu wydaje się wykrwawienie. Zabójca podciął jej gardło – podzieliłam się swoimi spostrzeżeniami.
- Przeszukaliśmy śmietniki i teren w poszukiwaniu noża. Nic nie znaleźliśmy.
- Nie sądzę, że szukamy noża. Krawędzie rany są zbyt poszarpane. Szyja została w jakiś sposób rozdarta.
- Nie ma bielizny. Możliwa napaść seksualna – oświadczył Peter.
- Obawiam się, że to prawdopodobne – podeszła do nas Sam. – Barman mówi, że nasza ofiara zrobiła tutaj furorę zeszłej nocy. Najwyraźniej chodziła po barze, całując się z każdym po kolei.
- Cóż, może ktoś miał ochotę na coś więcej niż całus i za nią poszedł.
Spostrzegłam, że Bud schyla się i wyjmuje coś z torebki ofiary. Zobaczyłam telefon.
- Oznacza to, że mamy bar pełen podejrzanych, których już dawno tu nie ma.
- Mamy ich twarze – oświadczył nam Bud i pokazał zdjęcia zrobione telefonem Nikki. Na każdym zdjęciu dziewczyna całowała innego chłopaka.
- Tak, ale czy zabójca stał przed obiektywem czy za nim? – to było nasze kluczowe pytanie, a odpowiedź na nie, mieliśmy uzyskać już wkrótce.


Po wstępnym obejrzeniu ciała na miejscu zbrodni, postanowiłam wrócić do domu. Kazałam Peterowi zlecić potrzebne badania i mogłam jechać. Miałam nadzieję, że zastanę tam Aidena. Nie myliłam się. Kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, usłyszałam, że ktoś jest w sypialni.
Powoli podeszłam do drzwi pokoju i zastałam pakującego się Aidena. Nie wiedziałam, co myśleć. Zanim zdążyłam się obejrzeć, Aiden zamknął walizki, podszedł do drzwi, założył buty, otworzył drzwi i rzucił:
- Wyjeżdżam.
Chwilę później zostałam sama.


Od tamtej chwili wszystko zaczęło się psuć. Wilson Polley uciekł z więzienia, groził Lacey i niewiadomo było gdzie jest. Byłam załamana i wściekła na siebie, że wcześniej nie rozszyfrowałam jego planów. A potem było tylko gorzej.

Pamiętam, że siedziałam w swoim biurze i wyglądałam przez okno. Zapadł zmrok, ale miasto dopiero teraz naprawdę budziło się do życia.
Myślałam o Wilsonie. O tym jak genialnie to wszystko zaplanował i wcielił to w życie. O tym, że był gdzieś tam na wolności, a ja nie mogłam nic zrobić. O tym, że być może znowu zacznie zabijać niewinne kobiety.
Nagle podskoczyłam na dźwięk telefonu na moim biurku. Byłam pewna, że to ona.
- Kate, przysięgam. Już jadę – zapewniłam przyjaciółkę i wtedy usłyszałam głos po drugiej stronie. Z pewnością nie należał do Kate.
- Chylę czoła doktor Hunt, za udaremnienie mojego planu – powiedział pełnym szacunku głosem Wilson Polley, a ja wiedziałam, że się uśmiecha. – Nie doceniłem cię.
- Gdzie jesteś? – spytałam z zaciekawieniem. Skoro miał na tyle odwagi, by do mnie zadzwonić, musiał być w naprawdę bezpiecznym miejscu.
- Poza twoim zasięgiem. Ale nie martw się. Nie zajmę się twoją bezcenną Lacey. Zasłużyłaś na to. Na mój szacunek również.
- Nigdy mnie nie oszukasz, Wilson – uśmiechnęłam się.
- Byłem blisko, prawda?
- Wiesz, myślę, że to pierwsza szczera rozmowa, jaką odbyliśmy – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Zgadzam się. Nie chcę, żeby się skończyła.
I wtedy usłyszałam otwierające się drzwi windy, a to co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach. Szybko rzuciłam słuchawkę na biurko i pobiegłam zamknąć drzwi. To było na nic. Ściana mojego gabinetu była ze szkła. Zaczęłam wybierać numer Petera, kiedy poczułam, jak tysiące kawałków szkła uderzają o moje ciało. Upadłam na podłogę, ale Wilson nie chciał, żeby to wszystko tak szybko się skończyło. Złapał mnie za rękę i podniósł jednym ruchem. Syknęłam z bólu, a on spojrzał mi prosto w oczy i z uśmiechem na twarzy szepnął:
- Obawiam się, że to będzie długie pożegnanie.
Potem uderzył mnie w twarz. Siła była tak ogromna, że przetoczyłam się przez biurko i z wielkim hukiem upadłam po jego drugiej stronie. Poczułam ostry ból z tyłu głowy, a kiedy przyłożyłam tam palec, poczułam lepką substancję. Krew. Moja krew. Wiedziałam co się niedługo stanie i co Wilson dla mnie planował. Chwilę później straciłam przytomność.


Budziłam się powoli. Bolała mnie głowa. Dopiero po chwili byłam w stanie otworzyć oczy. Najpierw poraziło mnie światło, przez co ponownie musiałam je zamknąć. Kiedy otworzyłam je ponownie, było już znacznie lepiej. Po chwili widziałam już zarysy przedmiotów na moim biurku, ale nadal kręciło mi się w głowie. Siedziałam na krześle. Chciałam odgarnąć włosy na bok i zdałam sobie sprawę, że ręce i nogi są przyklejone do krzesła za pomocą taśmy. Byłam uwięziona.
- Oops – szepnął mi do ucha Wilson, kiedy zobaczył, że odzyskałam przytomność. – Zobacz, co znalazłem w laboratorium – uśmiechnął się, eksponując egipski hak. – Prawie tak, jakbyś zostawiła go tam... specjalnie dla mnie – zaśmiał się.
- Mój przyjaciel niedługo tu będzie – chciałam go nastraszyć.
- Och, masz na myśli Petera? – znów się zaśmiał. – Cóż, właśnie do ciebie napisał – pokazał mi telefon. – Zastanawia się, gdzie jesteś. Pozwoliłem sobie na odpisaniu mu. Napisałem, że się spóźnisz, więc ty i ja, mamy wiele czasu – wydawał się być szczęśliwy z tego powodu.
- Nie będę błagać – zapewniłam go.
- Cóż... – uciął kawałek taśmy i gwałtownym ruchem zakleił mi usta. - Nie będziesz w stanie. Od teraz... to ja będę mówił – uśmiechnął się. - Jesteś o wiele bardziej interesująca niż inne. Musiałabyś usłyszeć ich płacz, ich błagania i negocjowanie. Każda z nich była za głupia, by zdać sobie sprawę z tego, że to koniec – zaśmiał się, wypowiadając ostatnie słowa. Był większym psychopatą, niż myślałam. - Ale ty... – uśmiechnął się do mnie, a w tym uśmiechu widać było szacunek jakim mnie darzył. - Ty jesteś inna. Dlatego jesteś dla mnie taka wyjątkowa. Przez te trzy lata... Marzyłem o wycięciu twojego mózgu. Potraktuję cię specjalnie... Zrobię to, gdy będziesz jeszcze żyć.
Gwałtownym ruchem odchylił moją twarz i powoli zaczął przesuwać ostrze haczyka po mojej twarzy, zbliżając się do nozdrzy. Czułam, że to koniec.
Kiedy Wilson był bliski wcielenia swojego planu w życie, drzwi windy ponownie się otworzyły. Po chwili zobaczyłam Petera. Wilson szybko schował się za drzwiami. Peter rozglądał się nerwowo. Dopiero gdy znalazł się przy moim gabinecie, zobaczył, że jestem uwięziona. Wyciągnął broń i zaczął celować w pustą przestrzeń. Ruchem głowy starałam się pokazać mu, gdzie jest Wilson.
To było na nic. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, Wilson rzucił się na Petera wyrywając mu broń. Peter próbował się bronić. Kopnął Wilsona w brzuch, a wtedy ten go pchnął. Peter upadł na szklany stolik do kawy. Wilson rzucił się na niego, a Peter wziął do ręki ozdobny kamień, który jeszcze kilka minut temu leżał na stoliku, i uderzył go w głowę. To go trochę ogłuszyło, ale niestety nie na długo. Po chwili obaj stali. Peter pchnął Wilsona na szybę od drzwi prowadzących na balkon. Obaj z hukiem upadli na ziemię. Widziałam, że Peter traci siły.
Powoli zaczęłam bujać krzesłem, na którym siedziałam. Podziałało. Już chwilę później leżałam na ziemi. Poczułam, jak szkło ze stolika do kawy przecina skórę na moim czole, ale nie to było w tej chwili najważniejsze. Powoli chwyciłam kawałek szkła leżący obok mojej ręki i ostrożnie zaczęłam przecinać nim taśmę. Czułam, jak szkło wbija się w skórę na moich rękach i przecina naczynka krwi. Modliłam się, żeby nie przeciąć sobie żył.
Spojrzałam na Petera i Wilsona. Byli na balkonie. Wilson miał przewagę. Musiałam działać, inaczej na zawsze stracę swojego przyjaciela.
Chwilę później moje ręce i nogi nie były już skrępowane taśmą. Byłam wolna. Powoli wstałam, podpierając się na rękach. Każdy ruch sprawiał mi ból. Rozejrzałam się po biurze. Musiałam znaleźć coś, czym pomogłabym Peterowi. Zobaczyłam jego broń. Przez chwilę się zawahałam. Chodziłam kiedyś na strzelnicę, ale to było dawno temu. Jeśli chybię… nawet nie chciałam o tym myśleć. Podjęłam decyzję.
Chwyciłam broń i wycelowałam w Wilsona. Nacisnęłam spust. Padł strzał. Polley dostał w
ramię. Spojrzał na mnie. Chciał coś powiedzieć. Otworzył usta i wtedy Peter zrzucił go z balkonu. Usłyszałam huk. Polley spadł na ziemię.
Przez chwilę patrzyliśmy z Peterem na ciało tego potwora. Nie było to jednak to, co chciałam robić. Jedyne o czym wtedy marzyłam, to uściskanie Petera. Był moim bohaterem. Odwróciłam się. On również.
Ostatnie, co pamiętam, to haczyk wbity w jego brzuch. Haczyk, którym Wilson Polley wyciągał mózgi swoim ofiarom. Peter opadł na ziemię.
- O mój Boże, Peter! - krzyknęłam.
Patrzyłam na krew, sączącą się z jego rany, tak, jakbym nigdy wcześniej jej nie widziała. Byłam przerażona. Rękoma próbowałam zatamować krwawienie, ale to nic nie dawało, mogłam go uratować tylko w jeden sposób. Musiałam go otworzyć. Dasz radę, przecież byłaś chirurgiem - myślałam. - Uratujesz go.
- Będzie dobrze, Peter. Obiecuję – ale czy sama w to wierzyłam?


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez megan dnia Nie 22:11, 11 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:08, 13 Sie 2013    Temat postu:

Cytat:
No i przede wszystkim, musiałam to przyznać przed samą sobą, facet był cholernie przystojny.

nieeeeee xD on nie jest cholernie przystojny xD Laughing

Cytat:
Godzinę później stałam nad ciałem Jessiki Ryan. Kobieta miała poderżnięte gardło, złamany nos i, jak się później okazało, usunięty mózg. Kiedy na miejscu zbrodni klęczałam, przyglądając się ciału z bliska, usłyszałam za sobą głos mężczyzny.
- Nazywam się Peter Dunlop, jestem śledczym, a ty jesteś…
I wtedy się odwróciłam. Nasze spojrzenia się spotkały, a moje ciało przeszył dreszcz. Widziałam, że on zareagował podobnie.
- Megan… – wykrztusił.
- Co ty tutaj robisz? – syknęłam.
Wydaje mi się, że Peter zaczął tam pracować wcześniej niż Megan....no, ale nie będę już marudziła, bo odcinek bardzo mi się podoba

Nie wiem co bardziej mnie zszokowało...sen o ucieczce z Peterem i ich...."miłość" czy ślub z Aidenem xDD


Cytat:
- To jakiś żart – roześmiał się głośno. Nie był to jednak szczery, serdeczny śmiech, raczej ironiczny, jakby nie wiedział co ma odpowiedzieć, a chciał jakoś przerwać niezręczną ciszę. – Wychodzę! – krzyknął i już go nie było.
- Aiden! – zero odpowiedzi. – Aiden, zaczekaj! – krzyczałam, ale równie dobrze mogłam szeptać. Wybiegłam na klatkę schodową. Po moim mężu nie było śladu.
Shocked Shocked aż trudno mi uwierzyć, że Aiden mógłby się tak zachować z powodu snów Megan


Cytat:
Pomogło. W końcu opadłam na podłogę i rozpłakałam się, przytulając się do poduszki, którą przed chwilą poturbowałam.
Nie wiem, ile płakałam. Dziesięć, piętnaście minut, może pół godziny. W końcu, kiedy zabrakło mi łez, uspokoiłam się. Poszłam do łazienki, umyłam twarz, zrobiłam makijaż, zatarłam ślady płaczu.
...Megan płacząca z powodu faceta, to też pewnego rodzaju nowość


Cytat:
Ostatnie, co pamiętam, to haczyk wbity w jego brzuch. Haczyk, którym Wilson Polley wyciągał mózgi swoim ofiarom. Peter opadł na ziemię.
- O mój Boże, Peter! - krzyknęłam.
Patrzyłam na krew, sączącą się z jego rany, tak, jakbym nigdy wcześniej jej nie widziała. Byłam przerażona
od razu przypomniały mi się wszystkie emocje związane z finałem 2 sezonu

Podsumowując...wątek z Aidenem to ....delikatnie mówiąc - spore zaskoczenie, ale zawsze zastanawiałam się dlaczego się rozstali, więc chętnie zapoznam się z Twoją wersją


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:46, 17 Sie 2013    Temat postu:

Q.m.c. napisał:
Cytat:
No i przede wszystkim, musiałam to przyznać przed samą sobą, facet był cholernie przystojny.

nieeeeee xD on nie jest cholernie przystojny xD Laughing
w pierwszym sezonie trochę był , a poza tym, ona była pijana, więc jej osąd mógł być trochę nieobiektywny, równie dobrze mógłby tam stać Todd, a ona wzięłaby go za Ryana Goslinga Wink

Q.m.c. napisał:

Wydaje mi się, że Peter zaczął tam pracować wcześniej niż Megan....no, ale nie będę już marudziła, bo odcinek bardzo mi się podoba

Zgadza się, ale jak pisałam przed 1 odcinkiem, kilka rzeczy pozmieniałam Smile i bardzo się cieszę, że Ci się podoba, a marudzić możesz, bo wszelka krytyka jest mile widziana


Q.m.c. napisał:

...Megan płacząca z powodu faceta, to też pewnego rodzaju nowość

Te 4 odcinki(będą jeszcze 2) powstały już dawno temu, gdzieś na przełomie października/listopada, kiedy KiC było w moim centrum uwagi, rana po finale 2 sezonu BOP wciąż się nie zabliźniła, a ja już wiedziałam, że Peter nie przeżyje. Dlatego postanowiłam stworzyć swój własny finał (i trochę przed nim Smile) i tak naprawdę, kiedy to pisałam, to Megan i Aiden byli Katherine i Charliem, i dlatego Megan nie zachowuje się jak Megan, a Aiden nie jest tym, którego znamy z serialu, ale wytłumaczenie może być też takie, że Megan jest przytłoczona chorobą Lacey, śmiercią Dani i tym, że Kate zachorowała Wink No a Megan i Peter? Jak już wcześniej pisałam, zawsze(no dobra, do premiery 3 sezonu, dopóki nie zobaczyłam Tommy'ego i Megan razem Wink) chciałam żeby byli razem, więc dałam im(a raczej sobie ) tą szansę Smile

Q.m.c. napisał:

Podsumowując...wątek z Aidenem to ....delikatnie mówiąc - spore zaskoczenie, ale zawsze a zastanawiałam się dlaczego się rozstali, więc chętnie zapoznam się z Twoją wersją

Och, mogę ci zagwarantować, że ten fanfick jeszcze nie raz Cię zaskoczy



A tymczasem... duże nawiązanie do GA i malutkie do DH


Body of proof sezon 4 odcinek 7 „Odbicie przeszłości cz. 3”


Zgodnie z teorią Elizabeth Kubler-Ross kiedy umieramy lub cierpimy z powodu ogromnej straty, przechodzimy przez 5 etapów żałoby. Zaczynamy od zaprzeczenia, ponieważ strata jest tak niewyobrażalna, że nie możemy w nią uwierzyć. Gniewamy się na wszystkich, na tych, którzy przeżyli, na samych siebie. Wtedy się targujemy. Błagamy, żebrzemy. Jesteśmy gotowi oddać wszystko, co mamy. Gotowi zaprzedać duszę w zamian za jeszcze jeden dzień. Kiedy targowanie się zawodzi, a gniew jest nie do wytrzymania, popadamy w depresję, w rozpacz, zanim nie zaakceptujemy tego, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Odpuszczamy. Odpuszczamy i przechodzimy do akceptacji.



Dzień pogrzebu był jednym z najsmutniejszych w moim życiu. Chyba dlatego, że ja go wciąż kochałam i świadomość, że już nigdy nie będę mogła z nim porozmawiać i nie poczuję jego zapachu sprawiała, że czułam się pusta w środku. Jakby wraz z nim umarła część mnie.
Był środek czerwca, ale niebo było wyjątkowo szare. Padał deszcz, słońce schowało się za chmurami. Jakby niebo również cierpiało z powodu jego straty.
- Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzinna na wszystkie sprawy pod niebem. Jest czas rodzenia i czas umierania. Czas sadzenia i czas zbierania tego, co zasadzono. Czas zabijania i czas leczenia. Czas burzenia i czas budowania – mówił ksiądz. Przestałam go słuchać i zaczęłam się rozglądać. Patrząc na twarze zgromadzonych, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę prawie nikogo nie znałam. Oprócz Kate, Curtisa, Buda z Jeanie i ich córeczką, Ethana i innych ludzi z biura, mojej matki i… jego matki, nie znałam prawie nikogo. Zauważyłam, że wszyscy płaczą. Jedni bardziej, drudzy mniej, a jakaś rudowłosa dziewczyna płakała bardziej niż jego matka. Chciałam stąd uciec. Jak najdalej.
- Chodźmy stąd – szepnęłam do mężczyzny stojącego obok mnie.
- Co? Czemu? Pogrzeb się jeszcze nie skończył.
Nie obchodziło mnie to. Po prostu odwróciłam się i odeszłam. Wędrowałam między nagrobkami i szukałam miejsca, w którym mogłabym schować się przed całym światem. Zobaczyłam mały budynek, zapewne należący do jakiegoś zakładu pogrzebowego. Usiadłam na schodku i schowałam twarz w dłoniach. Usłyszałam, że ktoś do mnie podszedł. Podniosłam głowę.
- Przepraszam – powiedział i wybuchnęłam śmiechem.
- Czy ty się śmiejesz? – spytała mnie Kate.
- Tak. Ona się naprawdę śmieje – potwierdził Peter.
- Aiden… Aiden nie żyje. Jest martwy. Zaraz pogrzebią go w ziemi, a ten ksiądz wygłasza rockowe teksty. A tamta rudowłosa dziewczyna płacze bardziej niż jego matka.
Wszyscy troje wybuchneliśmy śmiechem.
- To jest po prostu… - próbowała opanować śmiech Kate. – Jesteś o wiele bardziej
pokręcona niż myślałam.
- Wiesz, że jesteś wdową? – spytał mnie Peter.
- Wiem. A ciebie chciał zabić seryjny morderca!
- Ale to tobie chciał wyciągnąć mózg!
- Mój mąż zginął w katastrofie lotniczej!
- O mój Boże – usiłował przestać śmiać się Kate. – Jesteśmy nienormalni.
- Zabiłam dwoje ludzi, dwa razy wyszłam za mąż, miałam wypadek samochodowy, zabiłam pacjentkę, Aiden mnie zostawił, Susie Foster chciała wstrzyknąć mi stuprocentowy kwas octowy, mój ojciec się zabił, moja matka straciła przeze mnie pracę, moja córka mnie nienawidziła, śniło mi się, że uciekłam sprzed ołtarza, chciał mnie dopaść seryjny morderca, a teraz mój drugi mąż zginął w katastrofie lotniczej!
Kolejna porcja śmiechu.
- Byłem adoptowany, mam trzy siostry, dostałem postrzał, moją dziewczynę zabiła epidemia jakiegoś cholernego wirusa, pomogłem ci zabić seryjnego mordercę, który przed śmiercią zostawił mi na pamiątkę haczyk wbity w brzuch i gdyby nie ty, to by mnie tu nie było!
Znowu śmiech.
- Nigdy nie wyszłam za mąż, mam brata, który nie utrzymuje ze mną kontaktów i o mało nie zginęłam podczas epidemii wirusa. Gdyby spisać nasze historie, powstałaby niezła powieść.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Zobaczyłam, że ludzie powoli wychodzą z cmentarza. Większość się na nas patrzyła. Spostrzegłam, że ta ruda dziewczyna nadal płacze.
- Ona nigdy nie przestanie płakać.
Znowu zaczęliśmy się śmiać. śmiałam się tak bardzo, że rozbolał mnie brzuch.
- Mój mąż nie żyje, a ja śmieję się na jego pogrzebie. To jest gorsze niż nienormalne, to chore – powiedziałam już smutnym tonem. – Peter, zawieziesz mnie do domu?
- Jasne, a co za Lacey?
- Zostaje na noc u mojej matki – wyjaśniłam. Wszyscy troje ruszyliśmy w stronę parkingu.
Piętnaście minut później nalewałam wino do kieliszków.
- Więc… jestem wdową – powiedziałam podając Peterowi kieliszek wina.
- Jesteś – upił łyk czerwonego płynu. - Na pogrzebie powiedziałaś, że Aiden cię zostawił… – zaczął niepewnie.
- Aiden zażądał rozwodu – wyjaśniłam. – Nie wyjechał służbowo. Wyjechał, by wszystko przemyśleć. Miał wrócić i mieliśmy iść do sądu, ale…
Peter mnie przytulił, a ja się rozpłakałam.
- Dlaczego to musi spotykać akurat mnie?
- Wszyscy mamy pokręcone życie, ale niektórzy z nas bardziej. Może takie jest twoje przeznaczenie? Może to nie z Aidenem miałaś być i los dał ci to do zrozumienia? Przeznaczenie lubi sobie robić z nas jaja.
- Tylko dlaczego zawsze ze mnie?



Pół godziny później byliśmy kompletnie pijani. Jak za starych dobrych czasów. Ja i mój przyjaciel. siedzieliśmy na kanapie w moim mieszkaniu, Peter mnie przytulał. Już nie płakałam. Poczułam jego rękę na mojej głowie. Gładził moje włosy, a ja poczułam jakby poraził mnie prąd. Podniosłam głowę. Peter patrzył na moją twarz. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. A potem... Po prostu się stało.



Obudziłam się następnego dnia o dziewiątej. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem sama. Nie bardzo pamiętałam, co się działo poprzedniego wieczoru. Byłam pewna tylko jednego: Peter był ze mną, a teraz byłam sama.
Bolała mnie głowa. Chyba za dużo wypiłam. Poszłam do kuchni. W koszu leżały dwie puste butelki po winie. Boże, aż tyle wypiliśmy? Nic dziwnego, że bolała mnie głowa. Nagle poczułam mdłości. Pobiegłam do łazienki. Zdążyłam w ostatniej chwili.
Wyczerpana wróciłam do sypialni i siadłam na łóżku. Nagle spostrzegłam, że na szafce nocnej leży jakaś kartka. Podniosłam ją. To był list, od... Petera? Zaczęłam go czytać i nie mogłam uwierzyć w to, co napisał.

" Kochana Megan. Przepraszam. Wiem, co do mnie czujesz i chcę, żebyś wiedziała, że ja czuję dokładnie to samo. Ale jest za wcześnie.
Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy? Gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, po prostu wiedziałem, że jesteśmy sobie pisani. Coś mnie do ciebie ciągnęło. Spędziliśmy ze sobą kilka naprawdę cudownych chwil, ale my po prostu nie możemy być razem.
Ostatnie wydarzenia sprawiły, że uświadomiłem sobie, jak cienka jest granica, między życiem a śmiercią, dlatego... Odchodzę. Kupiłem łódkę. Wyruszam w rejs dookoła świata. Chcę zrobić coś szalonego, chcę żyć, a nie do końca życia łapać morderców i patrzeć na sekcje zwłok.
Mam nadzieję że zrozumiesz i wybaczysz mi. Jeszcze raz przepraszam. Zawsze będę cię kochał, Peter"

Opadłam na ziemię. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Miałam dość. Poszłam do łazienki i z szafki na lekarstwa wyjęłam tabletki nasenne. Wzięłam kilka. Nawet nie wiem ile. Zanim doszłam do łóżka, świat zwariował i poczułam uderzenie w głowę.


************


Choć minęło już tyle czasu, pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Peter był operowany, a ja siedziałam w poczekalni. Czekałam na chirurga, który miał mi przekazać złe
albo dobre wieści. Nagle na ekranie telewizora, wiszącego na ścianie, pojawiła się informacja o katastrofie samolotu linii Oceanic Airlines - lot 815. W pierwszej chwili nie byłam świadoma tego, co się przed chwilą wydarzyło. Dopiero po jakimiś czasie to do mnie dotarło. Lot 815. Aiden.
- Na pokładzie samolotu znajdowało się 85 osób. Jak informują ratownicy, nikt nie ocalał - powiedziała dziennikarka.
Nagle całe życie stanęło mi przed oczami. Nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam tylko uderzenie w głowę i zobaczyłam biegnący w moją stronę personel medyczny.


Kiedy odzyskałam świadomość, spostrzegłam, że leżę w szpitalnym łóżku, a obok mnie siedzi moja matka.
- Co się stało? - szepnęłam.
- Zemdlałaś i uderzyłaś się w głowę - powiedziała z troską.
Faktycznie. Czułam ostry ból w okolicy potylicznej.
- Co z Peterem?
- Wszystko dobrze. Już po operacji. Lekarze mówią, że nic mu nie będzie i, że miał dużo szczęścia.
- Szczęścia? Wilson Polley wbił mu w brzuch haczyk do wyciągania mózgu! Prawie wykrwawił się na moich rękach, a ty mówisz, że miał dużo szczęścia? - nagle coś sobie przypomniałem. - Aiden - szepnęłam.
- Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał. Nagrałam mu się i powiedziałam, żeby wracał jak najszybciej.
Ona o niczym nie wiedziała.
- Aiden nie przyjedzie, mamo.
- Czemu? Coś się stało?
- Słyszałaś o katastrofie lotniczej?
- Tak. Wszystkie stacje o tym trąbią. Podobno nikt nie ocalał.
- Aiden był na pokładzie.
Zapadła cisza. Brak odpowiedzi. Problem polegał na tym, że cisza to też była odpowiedź.


Wtedy się obudziłam. Byłam w szpitalu. Tak, jak w moich wspomnieniach, przy łóżku siedziała moja matka.
- Kochanie – szepnęła, kiedy zobaczyła, że mam otwarte oczy. – Obudziłaś się. Tak się cieszę.
- Co się stało?
- Nic nie pamiętasz? Wzięłaś tabletki na sen, kiedy przyjechałam odwieźć Lacey, leżałaś na podłodze w łazience. Nie oddychałaś. Tak się o ciebie bałam, dlaczego to zrobiłaś?
Zaniosła się płaczem. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia, co?
- Mamo, leżysz na rurce od kroplówki – szepnęłam tylko.
Matka od razu się podniosła.
- Przepraszam.
- Co z Lacey?
- Jest u psychologa. To ona cie znalazła. Przeżyła wielką traumę.
Boże, co ze mnie za matka? Pozwoliłam, by moja córka patrzyła na mnie w takim stanie. Dlaczego nie pomyślałam niej, kiedy postanowiłam się zabić?
- Powinna być tutaj, ze mną, a nie z psychologiem. Przyprowadź ją tutaj.
- Nie wiem czy mogę…
- Mamo, moja córka już raz przeżyła coś takiego, wiem co jej pomoże i z pewnością nie jest to psycholog. Więc przyprowadź ją do mnie, albo ja pójdę do niej.
- Dobrze, kochanie. Nie denerwuj się, już po nią idę.
Zostawiła mnie samą. Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mężczyznę w białym kitlu.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku – oświadczył lekarz. – Zatrzymamy panią jeszcze na obserwacji przez siedemdziesiąt dwie godziny, to normalna procedura w przypadku…
- Próby samobójczej? – dokończyłam. – Byłam lekarzem, znam się na procedurach szpitalnych.
- W takim razie mogę już iść.
- Zgadza się, może pan – uśmiechnęłam się sztucznie.
Wychodząc, minął się z moją matką i Lacey. Moja córka była wrakiem człowieka. Nie mogłam sobie wybaczyć, że jej to zrobiłam.
- Kochanie – szepnęłam.
- Mamo – rozpłakała się.
- Chodź do mnie – zrobiłam dla niej miejsce na łóżku. Lacey położyła się obok mnie. Przytuliłam ją. - Przepraszam, skarbie. Tak bardzo cię przepraszam.
- Dlaczego to zrobiłaś? – spytała przez łzy.
- Ja… - nie wiedziałam co odpowiedzieć. – Ja… to wszystko mnie przerosło. Nie wiedziałam co mam robić.
- I uznałaś, że to jest rozwiązanie? – spytała pretensjonalnie.
- Lace, to wszystko jest skomplikowane. Ale już jest w porządku, obiecuję.
Leżałyśmy na szpitalnym łóżku i płakałyśmy.



EDIT:



Body of proof sezon 4 odcinek 8 „Odbicie przeszłości cz. 4... i ostatnia Wink


Spuściłam wodę. Od tygodnia, dzień w dzień, wymiotowałam. Jakieś paskudne zatrucie pokarmowe nie dawało mi żyć. Byłam wykończona. Przepłukałam usta, by pozbyć się gorzkiego smaku. Postanowiłam iść do lekarza, muszę wyzdrowieć. Od dwóch miesięcy, od śmierci Aidena, nie miałam skalpela w rękach, nie pracowałam, prawie nie wychodziłam w domu.
Czas to zmienić. Pójdę do Kate. Jeśli nie wrócę do pracy, zwariuję. Ale najpierw czas na wizytę u lekarza.


Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Godzinę później siedziałam w gabinecie doktor Hart. Opowiedziałam jej w czym tkwi problem.
- Tak, to chyba faktycznie zatrucie pokarmowe, ale na wszelki wypadek zlecę również badanie krwi. Jesteś blada, to może być anemia, albo… coś innego. Dopóki nie dostanę
wyników, będziesz musiała się jeszcze trochę pomęczyć.
- Dobrze – powiedziałam, choć wcale mi się to nie podobało. – Gdzie mogę pobrać krew?
- Sama to zrobię, jeśli nie masz nic przeciwko.
Nie miałam. Chciałam to już mieć za sobą. Piętnaście minut później wyszłam z przychodni. Wyniki miały być za jakieś dwie godzinki, do tego czasu zdążę zrobić jakieś zakupy i zajrzeć do biura.


Kupowałam owoce, kiedy zadzwonił telefon. Spojrzała na wyświetlacz.
- Doktor Hart – powiedziałam zaskoczona. – Nie spodziewałam się, że tak szybko pani zadzwoni.
- Megan, nie będę owijać w bawełnę, masz podwyższony poziom hormonu Beta H.C.G.
Zaniemówiłam. To nie możliwe. To nie mogła być prawda. Nie teraz, kiedy już powoli sprzątnęłam bałagan w moim życiu.
- Jest pani pewna, że to nie pomyłka? Może pomylono próbki krwi. Może wcale nie chodzi o mnie.
- Nie ma mowy o pomyłce. To prawda. Jesteś…
- Okej, wiem – przerwałam jej. – Nie musi pani mówić. Ile to już czasu?
- Dwa miesiące.
- Dziękuję – rozłączyłam się.
Dwa miesiące. Nie, to nie fair. Dlaczego moje życie musi się ciągle komplikować?
Nie chciałam o tym myśleć. Zrobiłam zakupy i pojechałam do biura.


Kiedy jechałam windą, miałam wątpliwości. Jeżeli będę musiała zostać w domu, nici z pracy, ale z drugiej strony, nie jestem chora. Miałam nadzieję, że Kate zrozumie.
Kiedy jechałam windą, znów miałam przed oczami wydarzenia z Tamtej nocy. Pokręciłam głową. Ten rozdział w moim życiu był już zamknięty.
W końcu drzwi windy rozsunęły się i musiałam ją opuścić.
- Doktor Hunt – usłyszałam radosny głos Ethana, który zobaczył, że wróciłam. Zauważyłam, że miał krótsze włosy. Cóż, nie tylko ja postanowiłam zmienić coś w swoim życiu. – Wow. Wyglądasz świetnie – uśmiechnął się podchodząc do mnie. Za nim szedł Curtis. – To znaczy, nie, że nie zawsze wyglądasz, ale ty… wyglądasz naprawdę wspaniale.
- To nowa fryzura – uzasadnił zachowanie kolego Curtis. – Przysięgam. Wraz z włosami wycieli mu część mózgu.
- Tęskniłam za wami – uśmiechnęłam się.
- Naprawdę – odparł z nadzieją Ethan.
- Nie – ucięłam krótko. – Kate jest u siebie?
Curtis pokiwał głową, a ja ruszyłam przed siebie. Wymijając ich, poklepałam Ethana po
ramieniu. Widziałam, że to, co się stało, miało na niego ogromny wpływ. W końcu jego
świątynia, miejsce w którym czuł się bezpiecznie, okazało się wcale nie być takie bezpieczne.
W końcu weszłam do jej gabinetu. Nie było mnie tyle czasu a nic się nie zmieniło.
- Megan – zdziwiła się Kate. – Co cię sprowadza?
Po co pytała? Przecież nie przyszłam na ploteczki.
- Chce wrócić do pracy.
- Minęło zaledwie…
- Dwa miesiące. Minęło, aż dwa miesiące – powiedziałam z naciskiem na „aż”.
- Jesteś pewna, że jesteś gotowa wrócić?
- Mam ci przynieść zaświadczenie, że jestem zdrowa psychicznie?
- Megan, ja po prostu się o ciebie martwię. Dużo przeszłaś i…
- Aiden nie żyje, pogodziłam się z tym. Peter wyjechał, to fakt. Czego jeszcze potrzebujesz? Jestem zdrowa, pogodziłam się z ich stratą.
- Dobrze. Przyjdź jutro. Omówimy szczegóły twojego powrotu – dała za wygraną.
- Dziękuję – powiedziałam i wyszłam z biura.


Wróciłam do domu. Musiałam porozmawiać z Lacey. To będzie dla niej szok. Chciałam jakoś zabić czas. Postanowiłam zacząć sprzątać. Zanim się obejrzałam otworzyły się drzwi i do mieszkania weszła moja córka.
- Lacey. Słońce, możemy porozmawiać? – spytałam.
- Jasne. Coś się stało? – zaniepokoiła się i położyła plecak obok drzwi do swojego pokoju.
- Nie, to znaczy tak. Wiesz co, usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie.
Zaprowadziłam ją do salonu i usiadłyśmy na kanapie.
- Chciałabyś mieć rodzeństwo? – spytałam prosto z mostu.
- Nie potrzebujesz do tego, no nie wiem, mężczyzny? – uśmiechnęła się.
- Pytam poważnie. Czy chciałabyś mieć rodzeństwo?
- Ja… nie… nie wiem… - jąkała się, tak jak zawsze, kiedy nie była czegoś pewna. - Chyba… chyba tak… tak. Chciałabym mieć rodzeństwo.
- To dobrze – odparłam.
- Mamo, co przede mną ukrywasz?
- Dowiedziałam się dzisiaj, że… że za siedem miesięcy w naszym życiu pojawi się pewien mały gość – wypaliłam.
Zapadła cisza, którą w końcu przerwała Lacey.
- Mamo, czy ty jesteś w ciąży?
Pokiwałam głową.
- W drugim miesiącu?
- Zgadza się.
- Aiden nie żyje od dwóch miesięcy, a zanim umarł, wyjechał na miesiąc. Mamo, czy ty chcesz mi o czymś powiedzieć?
Cisza.
- Mamo!
- To była tylko jedna noc…
- Mamo! Jak mogłaś?
- Nie oceniaj mnie!
- Mamo, jesteś w ciąży i nie masz faceta. Miałaś jakąś przygodę na jedną noc, a teraz będziesz miała dziecko. Kim jesteś i co zrobiłaś z moją matką? – spytała. – A tak poza tym, to się strasznie cieszę.
Roześmiałam się i przytuliłam moją małą dużą dziewczynkę.
- Ale ja nie będę do niej, albo do niego wstawała w nocy – uprzedziła mnie Lacey.
- Nie będziesz – uśmiechnęłam się. – Obiecuję.
- I jeśli to bliźniaki, wyprowadzam się.
Roześmiałam się.
- Jeśli to bliźniaki, to jedno się do ciebie wprowadzi – droczyłam się z nią.
- Mamo!
- Żartowałam – przytuliłam ją jeszcze mocniej.
- Kto jest ojcem?
Zacisnęłam usta. Przez ostatnie miesiące starałam się wymazać go z pamięci, a teraz nosiłam jego dziecko. Los lubi sobie ze mną pogrywać.
- Peter – powiedziałam w końcu.
- Musimy do niego zadzwonić – wykrzyknęła podekscytowana Lace i podbiegła do telefonu.
- Ani mi się waż!
- Czemu?
- Peter chciał żyć, zrobić coś szalonego. Musimy uszanować jego wolę.
- Mamo, on jest ojcem twojego nienarodzonego dziecka. Nie możesz tak siedzieć z założonymi rękami, musisz coś zrobić.
- Zrobię. Obiecuję. Ale jeszcze nie teraz. A póki co, idź odrabiać lekcje.
Lacey niechętnie, ale ruszyła do swojego pokoju.
- Lacey! – krzyknęłam.
- Tak mamo?
- Kto cię wychował na tak mądrą dziewczynkę? – spytałam.
- Życie, no i ty – uśmiechnęła się.
- Kochanie?
- Tak?
- Obiecaj, że nigdy nie skomplikujesz sobie życia tak, jak ja to zrobiłam, dobrze?
- Obiecuję.

***************

Miesiąc później stało się coś strasznego. Szykowałam się do pracy, telewizor był włączony, a Lacey wyszła już do szkoły. Właśnie leciały wiadomości. Dziennikarka mówiła coś o Amerykańskich wojskach w Afganistanie.
Zaczęłam zmywać naczynia, kiedy usłyszałam wiadomość o wypadku na łodzi. Upuściłam szklankę, która z łoskotem rozbiła się na miliardy małych kawałeczków. Na łodzi była jedna osoba. Mężczyzna, około czterdziesto pięcioletni. Poczułam jak robi mi się zimno. Mężczyzna ze zdjęcia przypominał Petera. Wiedziałam, że to on. Nagle świat zawirował.


Obudziłam się następnego dnia w szpitalu. Matka powiedziała mi, że poroniłam. Byłam śpiąca. Zanim się zorientowałam zasnęłam. Przez następny tydzień nie powiedziałam ani słowa. W końcu wróciłam do domu. Tym razem nie wzięłam urlopu.


Następnego dnia, po wyjściu ze szpitala, byłam gotowa do powrotu do pracy. Tak jak miesiąc temu, weszłam do gabinetu Kate. Darowałam sobie uprzejmości.
- Więc, jaka jest moja pierwsza sprawa? – spytałam.
- Idź do swojego gabinetu, zaraz do ciebie przyjdę.
- Okej.
Zrobiłam tak, jak kazała Kate. Siadłam na swoim starym krześle i poczułam jak wracają mi siły. Byłam gotowa na wszystko.
Obróciłam krzesło tyłem do wejścia, a przodem do ściany. Tak, jak kiedyś wpatrywałam się w zdjęcie Lacey. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak ona szybko dorosła. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odwróciłam się.
- Akta twojej nowej sprawy – powiedziała Kate i położyła papiery na moim biurku. – Będziesz pracowała z nowym zespołem do spraw zabójstw, więc spróbuj tym razem niczego nie zepsuć.
Przewróciłam oczami i pojechałam na miejsce zbrodni.
Przyglądałam się ciału. Około pięćdziesięcioletni mężczyzna, ślady wymiotów na ubraniu, czuć było od niego alkohol.
- To nie morderstwo. Ten facet zapił się na śmierć – powiedziałam do detektywa stojącego obok mnie.
- Tak właśnie pomyślałem, ale musiałem poczekać na lekarza sądowego – powiedział inny detektyw, a ja zesztywniałam.
Ten głos. Zbyt znajomy. To nie mogła być prawda. Odwróciłam się. To naprawdę był on. To jakiś żart. Jestem ofiarą jakieś wielkiego, kosmicznego żartu.
- Adam, przywitaj się z doktor Megan Hunt – uśmiechnął się mężczyzna.
Nie potrafiłam uwierzyć, że on tu naprawdę jest. Wrócił, jak jakiś stary koszmar. Życie znowu dało mi w twarz.
- Tommy – jęknęłam, miałam do pogadania ze swoim losem.

***********

I tak to właśnie wyglądało. Jakby to ujęła moja córka – przerąbane po całości. Ale udało mi się przetrwać i byłam teraz tutaj, na cholernie gorącej plaży, a mężczyzna mojego życia czekał na mój powrót do domu.
Kiedy wrócę będziemy żyć razem, cholernie długo i szczęśliwie, jak Kath i Matt, Gaby i Carlos, Lynette i Tom, oraz jak Bree i Trip, i nic tego nie zepsuje.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikołajek
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Poznań - Piątkowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:12, 17 Sie 2013    Temat postu:

Łał.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:23, 19 Sie 2013    Temat postu:

ee.....eeee..ALE ŻE...eee TO JUŻ KONIEC?! Shocked Shocked

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:34, 19 Sie 2013    Temat postu:

Q.m.c. napisał:
ee.....eeee..ALE ŻE...eee TO JUŻ KONIEC?! Shocked Shocked

Nie, spokojnie, do końca jeszcze jakieś... iiii tu troszkę zła wiadomość, bo zaledwie trzy odcinki, ale będzie się w nich dużo działo no, ale żeby zachować równowagę jest też dobra wiadomość... jeśli finał się spodoba sezon 5 ma ogromne szanse na powstanie Smile

A jak Ci się podobał odcinek? Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez megan dnia Pon 17:56, 19 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:13, 19 Sie 2013    Temat postu:

megan napisał:
Nie, spokojnie, do końca jeszcze jakieś... Tu troszkę zła wiadomość, bo zaledwie trzy odcinki, ale będzie się w nich dużo działo no, ale żeby zachować równowagę jest też dobra wiadomość... jeśli final się spodoba sezon 5 ma ogromne szanse na powstanie Smile
Czyli za wcześnie zaczęłam panikować xP Skoro istnieje szansa na kolejny sezon, mogę spokojnie zabrać się za komentowanie ostatnich odcinków



Cytat:
Usiadłam na schodku i schowałam twarz w dłoniach. Usłyszałam, że ktoś do mnie podszedł. Podniosłam głowę.
- Przepraszam – powiedział i wybuchnęłam śmiechem.
- Czy ty się śmiejesz? – spytała mnie Kate.
- Tak. Ona się naprawdę śmieje – potwierdził Peter.
- Aiden… Aiden nie żyje. Jest martwy. Zaraz pogrzebią go w ziemi, a ten ksiądz wygłasza rockowe teksty. A tamta rudowłosa dziewczyna płacze bardziej niż jego matka.
Wszyscy troje wybuchneliśmy śmiechem.
- To jest po prostu… - próbowała opanować śmiech Kate. – Jesteś o wiele bardziej
pokręcona niż myślałam.


Dobrze, że siedziałam jak czytałam tą scenę xDD Nie spodziewałam się śmierci Aidana, a już tym bardziej takiego zachowania ze strony Megan xDD Przyznam, że troszeczkę przypomniało mi to akcję z "imprezy pogrzebowej" z Private Practice po śmierci Peta...(z tym, że oni tam chyba jarali trawkę dodatkowo...ale kto wie co dokładnie jeszcze czeka Megan xD )

Cytat:
Pół godziny później byliśmy kompletnie pijani. Jak za starych dobrych czasów. Ja i mój przyjaciel. siedzieliśmy na kanapie w moim mieszkaniu, Peter mnie przytulał. Już nie płakałam. Poczułam jego rękę na mojej głowie. Gładził moje włosy, a ja poczułam jakby poraził mnie prąd. Podniosłam głowę. Peter patrzył na moją twarz. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. A potem... Po prostu się stało.
Shocked


Nieeee xDD tylko nie z nim xD

Cytat:
Bolała mnie głowa. Chyba za dużo wypiłam. Poszłam do kuchni. W koszu leżały dwie puste butelki po winie. Boże, aż tyle wypiliśmy? Nic dziwnego, że bolała mnie głowa.
Coś mi się wydaje, że to zdecydowanie za mała ilość żeby upić Megan Cool



Cytat:
Nagle spostrzegłam, że na szafce nocnej leży jakaś kartka. Podniosłam ją. To był list, od... Petera? Zaczęłam go czytać i nie mogłam uwierzyć w to, co napisał.

" Kochana Megan. Przepraszam. Wiem, co do mnie czujesz i chcę, żebyś wiedziała, że ja czuję dokładnie to samo. Ale jest za wcześnie. ...
Oficjalnie ogłaszam, że nie przeżyje ani jednego, kolejnego zerwania poprzez karteczkę/pocztówkę/list xDD ) Jeśli kiedykolwiek takie coś zrobię, to zwalę na Was winę, bo za dużo się o tym naczytałam (TAK, GRANMOR TO TEŻ TO CIEBIE Xd Cool )

Cytat:
Wszystko jest w jak najlepszym porządku – oświadczył lekarz. – Zatrzymamy panią jeszcze na obserwacji przez siedemdziesiąt dwie godziny, to normalna procedura w przypadku…
- Próby samobójczej? – dokończyłam. – Byłam lekarzem, znam się na procedurach szpitalnych.
- W takim razie mogę już iść.
- Zgadza się, może pan – uśmiechnęłam się sztucznie.
Wychodząc, minął się z moją matką i Lacey. Moja córka była wrakiem człowieka. Nie mogłam sobie wybaczyć, że jej to zrobiłam.


Tego to się nie spodziewałam...w sumie to chyba jedyny wątek, który nie przypadł mi do gustu, bo najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś taki jak Megan chciałby się zabić xDD

Ogólnie...faktycznie sporo się działo xDD Może aż za dużo jak na jedną postać i dwa odcinki Co nie zmienia faktu, że czekam na kolejne części Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:22, 23 Sie 2013    Temat postu:

Q.m.c. napisał:

Cytat:
Usiadłam na schodku i schowałam twarz w dłoniach. Usłyszałam, że ktoś do mnie podszedł. Podniosłam głowę.
- Przepraszam – powiedział i wybuchnęłam śmiechem.
- Czy ty się śmiejesz? – spytała mnie Kate.
- Tak. Ona się naprawdę śmieje – potwierdził Peter.
- Aiden… Aiden nie żyje. Jest martwy. Zaraz pogrzebią go w ziemi, a ten ksiądz wygłasza rockowe teksty. A tamta rudowłosa dziewczyna płacze bardziej niż jego matka.
Wszyscy troje wybuchneliśmy śmiechem.
- To jest po prostu… - próbowała opanować śmiech Kate. – Jesteś o wiele bardziej
pokręcona niż myślałam.


Dobrze, że siedziałam jak czytałam tą scenę xDD Nie spodziewałam się śmierci Aidana, a już tym bardziej takiego zachowania ze strony Megan xDD Przyznam, że troszeczkę przypomniało mi to akcję z "imprezy pogrzebowej" z Private Practice po śmierci Peta...(z tym, że oni tam chyba jarali trawkę dodatkowo...ale kto wie co dokładnie jeszcze czeka Megan xD )


Cóż, mam nadzieję, że Megan jeszcze nie raz Cię zaskoczy Smile a co do samej akcji, to jest to nawiązanie do Chirurgów i do pogrzebu Georga Smile w sumie, to w tym ff'ie jest mnóstwo Greysów


Cytat:
Oficjalnie ogłaszam, że nie przeżyje ani jednego, kolejnego zerwania poprzez karteczkę/pocztówkę/list xDD ) Jeśli kiedykolwiek takie coś zrobię, to zwalę na Was winę, bo za dużo się o tym naczytałam (TAK, GRANMOR TO TEŻ TO CIEBIE Xd Cool )

kurczę, no... więc muszę pozmieniać kilka rzeczy w finale, niedobrze...Sad nie no, oczywiście żartuję u mnie już nikt nie będzie z nikim zrywał, a już szczególnie w taki sposób Smile

Cytat:

Tego to się nie spodziewałam...w sumie to chyba jedyny wątek, który nie przypadł mi do gustu, bo najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś taki jak Megan chciałby się zabić xDD

W sumie, to jak to sobie jeszcze raz przeczytałam, to stwierdziłam, że popełniłam błąd z tym fragmentem, więc obiecuję, że życie Megan już nigdy nie będzie zagrożone, a przynajmniej nie z jej woli...



Ach, a na koniec taki mały spoiler w najbliższych odcinkach pojawi się [SPOILER]Julie Benz, która zagra nikogo innego, jak Robin Gallagher [/SPOILER]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:02, 23 Sie 2013    Temat postu:

megan napisał:

Ach, a na koniec taki mały spoiler w najbliższych odcinkach pojawi się [SPOILER]Julie Benz, która zagra nikogo innego, jak Robin Gallagher [/SPOILER]
Shocked Shocked Dobrze, że nie jestem wielką fanką Kegan xDDD Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:11, 23 Sie 2013    Temat postu:

Odcinek prawie w całości perfidnie ściągnięty z DH, z czego nie jestem dumna, ale musiałam jakoś przez niego przebrnąć Wink ale za to mogę obiecać, że (jeśli czyta to ktoś jeszcze oprócz Q.m.c., na co oczywiście nie narzekam Smile ) następny odcinek pojawi się bardzo szybko Smile


Body of proof sezon 4 odcinek 9 „Tajemnice i kłamstwa”

Dwa tygodnie na Florydzie były męczące, ale pomogły Lacey, więc nie narzekałam, a kiedy wróciłam do pracy byłam szczęśliwa.

Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nią tęskniłam, dopóki nie zaczęłam pierwszej sekcji. Ofiara nazywała się Nina Peyton. Już na wstępie mogłam stwierdzić, że miała poderżnięte gardło. Jedna długa rana, sięgająca od lewego ucha do tchawicy. Brzegi były równe, morderca się nie wahał. Doskonale wiedział co robi. Na nadgarstkach i kostkach pozostały ślady po skrępowaniu, a w lewym dolnym kwadrancie tułowia widniała długa rana cięta.
Sekcja zwłok wykazała, że morderca najpierw uśpił ofiarę, następnie przywiązał ją prawdopodobnie do łóżka, a potem z chirurgiczną precyzją usunął jej macicę. Wszystko wskazywało na to, że kobieta żyła, kiedy oprawca rozcinał jej ciało, a sądząc po ilości krwi w jamie brzusznej, odczekał godzinę zanim ostatecznie ją zabił, podcinając jej gardło.
To była trzecia kobieta zabita w ten sposób. Wszyscy wiedzieliśmy co to oznacza. Gdzieś w Filadelfii grasował potwór, który nienawidził kobiet. Ta sprawa dołowała nas wszystkich.


************


Razem z Kate wyszłyśmy z kostnicy. Wspólnie prowadziłyśmy tą sprawę.
- Co u Robin? – spytałam, zdejmując z rąk lateksowe rękawiczki.
- Dobrze. Szuka pracy – odpowiedziała zdawkowo, jakby nie chciała o niej rozmawiać.
- To świetnie – powiedziałam z entuzjazmem. – Muszę do was wpaść. Czuję się winna, że zostawiłam cię z nią samą, ale chyba rozumiesz?
- Jasne – uśmiechnęła się lekko. – Nie musisz się martwić. Radzimy sobie – zapewniła mnie przyjaciółka.
- Okej. Tylko mówię. Jakbyś potrzebowała pomocy czy coś, wiesz gdzie mnie znaleźć.


*************


Miesiąc po śmierci mojego byłego męża, przyszedł czas na odczytanie jego testamentu. Ponieważ Lacey była w nim uwzględniona, musiałam z nią jechać do kancelarii adwokata Todda.
Kiedy w gabinecie zgromadziła się już prawie cała rodzina Todda, mężczyzna poprosił wszystkich o uwagę.
Mój mąż, zostawił każdemu coś, by o nim pamiętano. Starej ciotce Victorii, zostawił stary fortepian. Ulubionemu kuzynowi Karlowi, zostawił ulubione spinki do mankietów. Lacey, dostała dom i pieniądze. Ale była jedna osoba, która nie spodziewała się dostać czegokolwiek. Tą osobą… byłam ja.


- Na koniec, mojej byłej żonie Megan Hunt – przeczytał prawnik.
- Hej, to ja – uśmiechnęłam się zaskoczona. Wszyscy się na mnie spojrzeli. – Przyszłam tylko wesprzeć córkę. Naprawdę, poprawiałam raport z sekcji zwłok na tablecie – na potwierdzenie moich słów uniosłam i pokazałam wszystkim urządzenie, po czym zwróciłam się do prawnika: – Co pan mówił?
- Mojej najdroższej Megan, która znosiła moją niewierność dłużej niż powinna. Lata zdrady i obojętności, i choć sama nie była bez winy…
- Przejdźmy do rzeczy – pospieszyłam go. Ciotka Victoria na mnie spojrzała. – Och, nie patrz tak. Dostałaś fortepian.
- Nigdy nie byłem dobry w ukrywaniu swoich romansów, – ciągnął prawnik – ale przyznam, że z ukrywaniem finansów szło mi dużo lepiej.
- Co to znaczy? – spytałam.
- Chyba tata ukrywał przed tobą pieniądze, kiedy byliście małżeństwem – szepnęła Lacey.
Czemu mnie to nie zdziwiło?
- Nie chodzi o pieniądze. Pani były mąż był wspólnikiem pewnego lokalu.
- Zdradzał mnie, prowadził kancelarię i miał sekretny lokal – spojrzałam w górę. – Dobrze, że możesz wreszcie odpocząć.
- Prosił, by zachowała pani trzeźwe spojrzenie. Ten lokal odnosi sukces.
- Skoro tak, to po co mi trzeźwe spojrzenie?


Kiedy dotarłam pod wskazany adres, zrozumiałam, do czego było mi potrzebne trzeźwe spojrzenie. Żałowałam, że Todd nie żyje, bo z chęcią bym go wtedy zabiła.


Mój mąż nawet po śmierci potrafił doprowadzić mnie do białej gorączki, przepisując mi w spadku pewien klub.
Klub… ze striptizem.


Stałam przy barze i zastanawiałam się, co ja jeszcze tutaj robię? Lokal przypominał ten, który prowadziła Tatiana. Pamiętacie ją, prawda? Jak można by zapomnieć taką osobę. Przez chwilę zastanawiałam się nawet czy to nie jest przypadkiem jej lokal, ale od razu odrzuciłam od siebie tą myśl.
Ponownie obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie, kiedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
- Megan Hunt? – spytał. – Jim Booroni, współwłaściciel klubu – podał mi rękę. – Bardzo zmartwiła mnie wieść o śmierci Todda. Był dobrym człowiekiem. Bardzo troszczył się o każdą tancerkę.
- Nie wątpię. Todd zawsze wspierał… sztukę – uśmiechnęłam się sztucznie, wypowiadając ostatnie słowo. – Z kim mam rozmawiać o sprzedaży mojej części udziału?
- Jest pani pewna? Biznes świetnie się kręci. Zwłaszcza, od kiedy zaczęliśmy wtorkowe karaoke toples – uśmiechnął się.
- Rozumiem, że to lukratywny interes, ale…
- Proszę się rozejrzeć – przerwał mi. – Wypić drinka. Jeśli będzie pani chciała sprzedać udziały, niech pani prawnik się odezwie – podał mi swoją wizytówkę. Przyjrzałam się jej.
- No proszę. Dwa „o” w nazwisku przerobił pan na piersi, urocze.
- Prawda? – nie pojął sarkazmu. – Musi pani zobaczyć wizytówkę mojego wspólnika Vicka. Z litery „v” zrobił…
- Rozumiem! – przerwałam mu. – Chyba jednak się napiję.


Usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Nagle podeszła do mnie jakaś kobieta i zaczęła przede mną tańczyć. Chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca.
- Och, dzięki, ale nie przyszłam na show. Dowiedziałam się, że jestem współwłaścicielką klubu – wyjaśniłam.
- Serio? Miło cię poznać – podała mi rękę. – Robin, ale o dwudziestej drugiej staję się Destiny.
- Megan Hunt, a o dwudziestej drugiej zakładam jedwabną koszulę nocną.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i podeszła do innego klienta. Przewróciłam oczami.
I tak poznałam Robin Gallagher. Dziewczynę, która postanowiła skomplikować swoje życie, robiąc to samo z moim.


Tydzień po pierwszej wizycie, dostałam telefon od Jima, który poinformował mnie, że ma
papiery, które rozwiążą umowę między mną, a klubem. Nie czekając długo, wsiadłam w samochód i znalazłam się w klubie.

- Więc prawnik powiedział, żeby podpisać tutaj i jesteś oficjalnie wykupiona z interesu ze striptizem – Jim pokazał mi papiery i podał długopis.
- Mam nadzieję, że nie dostanę swojej działki w jednodolarówkach – uśmiechnęłam się i oddałam mu papiery.
- Będziemy za tobą tęsknić – poklepał mnie po ramieniu.
- Ja za tobą też – uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Do widzenia pani Hunt – powiedziała Robin, która siedząc przy barze czytała książkę.
- Dbaj o siebie Robin – pogładziłam ją po ramieniu i ruszyłam dalej. Po chwili cofnęłam się, myśląc, że się przewidziałam, ale nie, to była prawda. Robin czytała książkę. Spojrzałam na okładkę. – „Dżuma” Camusa?
- To o egzystencji.
- Tak, wiem. To klasyk – odparłam zaskoczona.
- Wiesz, widziałam kiedyś artykuł o stu książkach, które powinniśmy przeczytać, zanim umrzemy. I pomyślałam, że w związku z wysokim poziomem cholesterolu w mojej rodzinie, powinnam zacząć czytać – zaśmiała się.
- To dobrze – uśmiechnęłam się. Byłam zaskoczona postawą tej dziewczyny. Zastanawiałam się, co ona robi w takim miejscu.
- Więc, co będziesz teraz robić? – spytała.
- Um, wiesz, to nigdy nie była moja praca. Właściwie, to jestem lekarzem – uśmiechnęłam się, nie zdradzając mojej dokładnej profesji.
- Naprawdę?
- Tak.
- To niesamowite, prawda? Sama myślałam o zostaniu lekarzem. Właściwie, byłam nawet na studiach medycznych, ale moja rodzina miała problemy finansowe…
- Robin, jesteś wzywana do loży V.I.P. – krzyknął Jim.
- Powodzenia z tą setką książek – uśmiechnęłam się, kiedy Robin zeskoczyła z krzesła, na którym do tej pory siedziała.
- Dziękuję. Och, znowu ten sam gość – westchnęła Robin. – Ciągle mu powtarzam, żeby trzymał te napiwki i kupił sobie szczoteczkę do zębów.
- Robin, czekaj – krzyknęłam, kiedy dziewczyna szła w stronę loży V.I.P.-ów. – Nie musisz tego robić, jeśli to sprawia, że jesteś nieszczęśliwa.
- Mam rachunki do zapłacenia.
- Wiem, ale nie musisz tu pracować. Możesz robić co zechcesz.
- Łatwo powiedzieć.
- Mówię poważnie. Nigdy nie jest za późno, by zmienić swoje życie.
- Robin, chodź – ponaglił ją Jim.
- Dziękuję – powiedziała i sięgnęła po książkę
- Zabierasz to ze sobą? – spytałam zdezorientowana
- Kiedy klienci są napastliwi, lubię mieć przy sobie coś, co może zaboleć. Kiedyś, prawie zabiłam faceta „Filarami ziemi” – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę klienta.


Gdybym wcześniej wiedziała, jaki wpływ wywrą na nią moje słowa, nigdy bym się nie
odezwała, ale jak to się mówi: mądry człowiek po szkodzie.
Jakieś dwa tygodnie po naszej rozmowie, kiedy byłam sama w domu, ktoś zapukał do drzwi. Za progiem stała… Robin.
- Pani Hunt – uśmiechnęła się na mój widok.
- Robin – powiedziałam, zastanawiając się, skąd miała mój adres.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale myślałam o tym co pani mówiła i miała pani rację. Nigdy nie jest za późno na zmiany, więc… odeszłam z klubu – uśmiechnęła się, dumna z siebie, a ja zaprosiłam ją do środka. Kiedy ona siedziała na kanapie, ja wstawiłam wodę na herbatę.
- Naprawdę? – ucieszyłam się, nie zdając sobie sprawy z tego, co zaraz usłyszę.
- Z początku się bałam, ale wiem, że to najlepsza decyzja.
- Wspaniale – pochwaliłam ją.
- Nie miałabym odwagi, gdyby nie rozmowa z panią. Jest pani dla mnie wzorem – uśmiechnęła się promiennie.
- Naprawdę? – zdziwiłam się, nalewając wodę do filiżanek. – To miłe.
- Wcześniej była nią Candy z klubu, ale przedawkowała.
- Och – szepnęłam. Wspaniale, zastępowałam narkomankę. – Gratuluję, Robin – postawiłam filiżanki z herbatą na stole i przytuliłam ją. – Decyzja o zmianie wymaga wiele odwagi.
- O tak – powiedziała. – Więc, co mam robić teraz?
- Co?
- No wie pani… Co dalej? Gdzie mam pracować.
- Przepraszam – powiedziałam, nie bardzo rozumiejąc. – Odeszłaś z pracy, nie mając nic na rezerwie?
- Wiem, że to trochę szybko, ale mówiła pani, że mogę to zrobić w każdej chwili. Mówiła to pani z przekonaniem. Dalej jest pani przekonana, prawda?
- Oczywiście. Świat stoi przed tobą otworem – zaśmiałam się serdecznie. – Masz oszczędności, prawda?


To był moment w którym zrozumiałam, że dobre rady potrafią zmienić czyjeś życie. W tym przypadku było to moje życie. Nie wiedziałam jeszcze jak, ale musiałam jej pomóc. W końcu, wpakowała się w to przeze mnie.
Pozwoliłam jej u mnie zamieszkać, ale kiedy Robin zaczęła paradować po domu w samej bieliźnie wiedziałam, że muszę coś zrobić. Striptizerka nie była zbyt dobrym wzorem dla piętnastolatki, a poza tym, kiedy przychodził Tommy, nie byłam zadowolona, że Robin kusi go swoim prawie nagim ciałem.
Dlatego nie do opisania była moja radość, kiedy Kate wspomniała, że czuje się samotna w swoim wielkim domu. Nie myśląc długo powiedziałam, że mam dla niej lokatorkę. Ucieszyła się, że nie będzie musiała wracać do pustego domu, a ja jeszcze bardziej ucieszyłam się z tego, że mój problem został rozwiązany.
W krótkim czasie Kate i Robin połączyła przyjaźń, a już wkrótce miałam się dowiedzieć, że nie tylko ona je połączyła…


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vandekamp
Ciekawski sąsiad
Ciekawski sąsiad



Dołączył: 16 Mar 2012
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:01, 25 Sie 2013    Temat postu:

Może się nie znam, ale strasznie mnie bije po oczach skopiowanie odcinka Desperate Housewives... Jak przeczytałem, że pojawi się Robin pomyślałem w pierwszej chwili, że dostanie jakiś fajny epizod, ale nigdy nie pomyślałbym, że będzie to przepisanie 12 odcinka 6 sezonu Zawiodłem się w tym momencie... Totalnie się zawiodłem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:14, 26 Sie 2013    Temat postu:

Ja nie narzekam Cool I na ciąg dalszy czekam Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Desperacka twórczość własna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin